Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:2637.79 km (w terenie 700.67 km; 26.56%)
Czas w ruchu:126:41
Średnia prędkość:20.82 km/h
Maksymalna prędkość:62.50 km/h
Suma podjazdów:3261 m
Maks. tętno maksymalne:189 (92 %)
Maks. tętno średnie:160 (78 %)
Suma kalorii:20286 kcal
Liczba aktywności:52
Średnio na aktywność:50.73 km i 2h 26m
Więcej statystyk

Mazury '08: Wokół Jagodnego

Niedziela, 6 lipca 2008 · Komentarze(0)
Mazury '08: Wokół Jagodnego i Niegocina.

Dom - Szymonka - Górkło - Jagodne Mł. - Jagodne Wlk. - Rydzewo - Wierciełki - Miłki - Staświny - Ruda - Grajewo - Bystry - Giżycko (wieza cisnien, most obrotowy, skrzydlo zamku krzyzackiego, wzgorze sw. Brunona, twierdza Boyen) -> Wilkasy -> Wronka -> Szczybały Giżyckie -> Gorazdowo (opuszczona fabryka) -> Staropole -> Monetki -> St. Rudówka -> Dom

Długość: 76,7 km
Data startu: 06.07.2008 11:20
Czas jazdy: 03:31:00
Czas całk.: 05:00:00
Prędkość śr.: 21,8 km/h
Prędkość max: 49,7 km/h


Mazurska "Wesoła"


Nasze maszyny pod wieżą ciśnień w Giżycku


Jezioro Niegocin z wieży ciśnień


Kanał żeglowny :)


Krajobraz żeglowny :P


Opuszczony PGR

Mazury '08: Wzdłuż zatoki

Sobota, 5 lipca 2008 · Komentarze(0)
Mazury '08: Wzdłuż zatoki Szymoneckiej.

Dom - 'Główka' - Szymonka - Krause - Szymonka - Str. Rudówka - Dom

Długość: 26,5 km
Data startu: 05.07.2008 18:00
Czas jazdy : 01:24:00
Czas całk.: 02:00:00
Prędkość śr.: 18,9 km/h
Prędkość max: 45,2 km/h


Heidebrug - tutaj mieszkaliśmy przez całe 2 tygodnie ;)

Wstałem o 05:00 po całych

Sobota, 28 czerwca 2008 · Komentarze(3)
Wstałem o 05:00 po całych 4 i pół godzinach snu - dzień wcześniej odbyło się ognisko klasowe ;] Do zrobienia było nie wiele - ubrać się, umyć, zjeść coś, przetrzeć rower i zrobić wyjazdowe zakupy. O 05:40 zrobione było już prawie wszystko oprócz zakupów. Nie miałem drobnej kasy więc wziąłem kartę. W sklepie zabrałem 5 snickersów i Jurajską niegazowaną. Razem 10.40zł. Podałem karierce kartę. Wszystko zapowiadało się pięknie, ale w pewnym momencie terminal odmówił posłuszeństwa. Tym sposobem w domu byłem dopiero o 06:35. Zanim wyszedłem z rowerem była już 06:40. Fajnie, właśnie powinienem być na miejscu spotkania, a ja dopiero z domu wychodzę :/
Ze średnią 29.4km/h przejechałem pod Biedronkę na oświęcimskiej. Telefon do Tobka.
- Gdzie jesteś Tobek? - Pod Biedronką! - Tu Cię nie ma! - Podjedź wyżej, trenuje podjazdy.
Podjechałem wyżej, a Tobka nie ma! Znowu dzwonię.
- Gdzie Ty jesteś? - Pod Biedronką! - Ale gdzie? - Na wysokości urzędu miasta...
Wszystko jasne. Ja byłem pod biedronką na oświęcimskiej, on pod urzędem... Dwie różne Biedronki oddalone o kilometr. Ze średnią ~35km/h podjechałem po górkę na Rymerze. Pod tunel i na peron 3. Jest Tobek i jego kumple - Andrzej z Rudy i Robert. Uff... Podjeżdża pociąg. Zdążyłem! Co za szczęście! Jest 06:54. Wagon rowerowy był pełny. Biegiem do pierwszego wagonu - na szczęście kierownik pociągu - stary rowerzysta - pozwolił nam zakotwiczyć u niego :)

Po półtorej godziny byliśmy już na dworcu Kraków Główny. Przejechaliśmy przejściem podziemnym i drogą od Barbakanu przejechaliśmy na Rynek. 30-40km/h na liczniku, wspaniała, prosta kostka brukowa. Widać kawałek mokrej kostki o długości 200-300m. Trudno, jakoś przejedziemy. Po wjeździe na tą "mokrą" kostkę nagle zobaczyłem, że Andrzej jedzie na rowerze, ale bokiem... Po chwili przerzuciło go na drugi bok, a potem na ziemie. Przez parę metrów jechał pod rowerem po drodze. Cudem wyhamowałem. Zszedłem z roweru i ku mojemu zdumieniu, prawie przewróciłem się przez poślizgnięcie się na kostce! Okazało się, że kostka nie była mokra, lecz, że jest to jakiś olej. Przez to kostka była bardziej śliska niż tafla lodowiska. Dosłownie! Andrzej podniósł się z ziemi. Z powodu śliskości nawierzchni nie doznał nawet zadrapania. Wyciągnął z kieszeni telefon. Z tyłu wgnieciona klapka - da się przeżyć. Odwrócił telefon na drugą stronę. Obudowa nawet nie pękła. Jednak po "wzbudzeniu" telefonu, naszym oczom ukazał się wyświetlacz pęknięty w parudziesięciu miejscach. Pięknie - prawie nowy telefon i wyświetlacz do wymiany... Zadzwoniliśmy po straż miejską . Przyjechali po 5-10 minutach. Wezwali straż pożarną, żeby ci usunęli plamę oleju z jezdni. Nam powiedzieli, że zdarzenie możemy zgłosić na policję - oni nic nie mogą zrobić. Pojechaliśmy na rynek na komisariat. Ja z Tobkiem zostaliśmy na zewnątrz pilnować rowerów. Po paru minutach kumple wyszli - z kwitkiem. Polskie prawo nie przewiduje żadnych możliwości pomocy poszkodowanym w takich wypadkach. Pięknie!
Przejechaliśmy na Bulwary Wiślane. Potem przez ponad 3 godziny krążyliśmy na trasie Wawel - Rynek w przeróżnych konfiguracjach. Później przejechaliśmy na błonia i kopiec Kościuszki. Znowu powrót na Wawel. Posiłek i poszukiwanie tanich suwenirów. O 13 zaczęliśmy wracać do domu drogą 780. Co to był za powrót... Okropny wiatr + interwały! I tak przez 80km. Można się było zajechać. Dobrze, że było nas 4 i mogliśmy się ciągle zmieniać na prowadzeniu.
Wiatr był taki mocny, że jadąc z górki powyżej 35km/h po prostu hamował. Osiągnąć 45km/h nawet przy maksymalnym pochyleniu było cudem...
Około 17:45 byliśmy w domu.

Podsumowując: piękny wyjazd pełen emocji. Trzeba kiedyś go powtórzyć, ale już bez zbędnych emocji i wypadków, oraz w bezwietrzną pogodę.

Podsumowanie:
Dystans: 113,1km
Średnia Prędkość: 20,08km/h
Maxymalna prędkość: 68,5km/h ( zjazd z kopca Kościuszki :)
Czas: 05:38:00

Podsumowanie (na odcinku Kraków - Mysłowice)
Dystans: 75,3km
Średnia Prędkość: 22,9km/h
Maxymalna prędkość: 56,5km/h
Czas: 03:16:48

Foty:

Tadeusz Kościuszko na Wawelu


Wawel (katedra)


Ciekawy kościół


Prowadzimy rowery bo nie można jechać (w oddali zakaz jazdu - nie dotyczy rowerów :D)


Ja przy bolidzie Kubicy :)


Oczywiście atrapa


Wierza Mariacka


Teatr im. Juliusza Słowackiego


Kopiec Kościuszki


Właściciel słodko śpi, a jego wierny piesek pilnuje (Błonia)


Opalenizna typu Euro 2008 (Polska, biało-czerwoni!)

Najpierw na dworzec w Mysłowicach

Piątek, 27 czerwca 2008 · Komentarze(0)
Najpierw na dworzec w Mysłowicach po bileciki na pociąg, potem Spokey i zakup okularków, a potem na Brzezinkę, pod elektrownie PKE Jaworzno III i przez Jaworzno oraz Sosnowiec do domciu :)

Podsumowanie:
Dystans: 23,7km
Średnia Prędkość: 25,2km/h
Maxymalna prędkość: 48,3km/h
Czas: 00:56:08

O 8:00 byłem pod szkołą.

Poniedziałek, 23 czerwca 2008 · Komentarze(1)
O 8:00 byłem pod szkołą. Czekał tam już Marek, Artur i Boczek. Po paru minutach przyjechał Świerzak. Ruszyliśmy. Na krótko. U Boczka poszła dętka na start. Pojechaliśmy na Shell'a. Okazało się, że Boczek ma całkiem łysą oponę i nie posiada tylnego hamulca - w takim stanie nie mógł z nami jechać. Poszedł do domu, a razem z nim Świerzak.
Znowu wystartowaliśmy. Tempem ~25km/h udawaliśmy się w kierunku Oświęcimia. Po Godzinie i paru minutach byliśmy już w mieście. Schowaliśmy się przed deszczem na przystanku. Zapytaliśmy o drogę do obozu jakąś przypadkową kobietę. Nagle z mikrobusu wysiadł, a raczej wypadł, całkiem pijany koleś. I pyta nas "Który chce w ryj?". My w śmiech - kto tu komu może dać w ryj :D Odpowiadamy
- Nikt
- Tak też myślałem. A teraz na poważnie... kto chce w ryj?
Znowu śmiech. Pokazujemy na jakichś pakerów idących drugą stroną drogi
- Oni chcą...
Koleś ochłonął. Zbrojek nie wiadomo po co zapytał go o drogę do obozu. Tłumaczył nam to bite 5 minut. A i tak gdyby jechać za jego wskazówkami wylądowalibyśmy chyba znowu w Bieruniu xD
Po paru minutach byliśmy już w obozie. Usiedliśmy na ławce i posililiśmy się batonikami. Nie mieliśmy zamiaru wchodzić do muzeum, ale jak powiedziałem, że wejście jest za free to wszystkim się zachciało :D Dzięki uprzejmości ciecia parkingowego mogliśmy bezpiecznie pozostawić nasze maszyny przy jego stróżówce. Wyruszyliśmy na zwiedzanie. Nie wchodziliśmy do baraku (no może poza Italią) i po pół godziny wyszliśmy z obozu. Jeszcze parę minut siedzieliśmy na ławce po czym ruszyliśmy do domu.
Przy podjeździe na most (dość stromym podjeździe) wszystkim włączyła się ambicja wyprzedzenia autobusu. Udało się - 40km/h przez 200m pod ostrą górę. Kierowcy za nami oczy wychodziły z orbit, bo on ledwo wyciskał swoim maluszkiem, a my ciągnęliśmy szybciej od niego :D
Dalej już szybko w stronę Mysłowic z wieloma postojami - temperatura + wiatr skutecznie męczyły organizm. Na Brzezince Zbrojek i Tabek pojechali w stronę Jaworzna żeby dobić sobie kilometrów, a ja pojechałem prosto do domu. Na odcinku Brzezinka -> Centrum (do świateł przy Kauflandzie) byłem szybszy niż autobus 66 :D Nawet nie wiecie jaką to daje satysfakcję, jak masz taką świadomość. Autobus ostatecznie minął mnie na w.w. światłach, gdy już skręcałem do domu ;)
I znowu piękna średnia. Chociaż w domu zgon totalny!

Podsumowanie
Dystans: 60,1km
Średnia Prędkość: 25,1km/h
Maxymalna prędkość: 44,7km/h
Czas: 2:24:59

Zdjęcia:

Hałdy w Bieruniu


Od lewej - Ja, Zbrojek, Tabek


Auschwitz


My przed blokiem nr20


Ściana Straceń

Dzisiaj spontanicznie na Dziećkowice

Niedziela, 22 czerwca 2008 · Komentarze(0)
Dzisiaj spontanicznie na Dziećkowice z Markiem. Wyjazd o 15:30 z pod szkoły - już byłej ponieważ jesteśmy jej absolwentami ;]
Trasa złożona całkowicie okrężną drogą. Przez Niwkę, Jęzor, Jaworzno (centrum i obok elektrowni) na Brzezinkę do Ymelina - tutaj skręt w ulice Nowozachęty, żeby w końcu wjechać na ulicę Maratońską i wykąpać się w zalewie Dziećkowickim.
Z powrotem przez Jeleń (w Jaworznie), Szopena, Moniuszki (ciekawa sprawa - zjazd z ronda i po 50m zakaz jazdy rowerów - co tu zrobić? Jechać dalej!!), i Martyniaków w stronę Sosnowca. Dalej na Fasion House i przez Niwkę do domciu :)
Ładna średnia wyszła :) Niestety brak fotek

Podsumowanie
Dystans: 51,4km
Średnia Prędkość: 25,0km/h
Maxymalna prędkość: 54,4km/h
Czas: 2:02:57

Wybrałem się z Laciem do lasu

Wtorek, 27 maja 2008 · Komentarze(0)
Wybrałem się z Laciem do lasu na wykonanie pewnej tajnej misji. Na miejscu mieli na nas czekać McKermit i DonTomisławo. Niestety na miejsce przybyliśmy godzinę po czasie i nie zastaliśmy nikogo. Ruszyliśmy w stronę Boliny, aby ich poszukać. Fajnie się jechało, więc jechaliśmy, jechaliśmy i jechaliśmy... Dojechaliśmy nad Bolinę. Przeprawiliśmy się przez nasyp kolejowy i stwierdziliśmy, że jedziemy na 3 stawy. Po drodze wstąpiliśmy po kuzyna Laćka, którego nie było w domu. Przez Rybaczówkę dojechaliśmy na 3 stawy. Ruszyliśmy w okolice Kliniki okulistycznej do babci Lacia. Stamtąd powróciliśmy na 3 stawy i przez Korre'e i katowicki Janów dojechaliśmy do domu

Podsumowanie
Dystans: 37,4km
Średnia Prędkość: 20,03km/h (Laciu `trochę` spowalniał)
Maxymalna prędkość: 55,4km/h
Czas: 1:50:18

O godzinie 09:50 byłem

Sobota, 17 maja 2008 · Komentarze(2)
O godzinie 09:50 byłem już pod blokiem Tobka. Przez parking koło hali przejechaliśmy pod szkołę. Chwila przerwy i oczekiwanie na resztę uczestników rajdu rowerowego nad Pogorię IV.
Do samej Pogorii III wlekliśmy się tempem 18km/h. Wszystko przez ogon jaki robiły nam nauczycielki xD No, ale trzeba się dostosować do najwolniejszych. Po drodze wstąpiliśmy do Pałacu Schoen`a w Sosnowcu gdzie znajdowało się wiele wspaniałych pokazów fizycznych i nie wiadomo dlaczego dawne kuchnie.
Nad Pogorią III zrobiliśmy parę zdjęć, zjedliśmy coś i odłączyliśmy się od grupy. Przejechaliśmy kawałek wspaniałymi ścieżkami obok Pogorii IV (około 40km/h po prostej drodze). Po jakichś 2km naszym oczom ukazała się droga krajowa nr 1. Stanęliśmy przed wyzwaniem przebycia tej drogi. Na szczęście było też przejście dla pieszych więc jakoś dało radę. Mimo to adrenalina dość podskoczyła w momencie kiedy samochody tak niebezpiecznie się do nas zbliżały :D
Wjechaliśmy do wsi Ujejsce. Tutaj zaczęły się podjazdy, które męczyły nas praktycznie do końca. Dodatkowo wyczerpanie potęgowała wilgotność względna powietrza na poziomie 85-95% oraz średnia temperatura 25°C w cieniu. Szczerze mówiąc niewiele pamiętam co się działo od tego momentu. Jedyna co bardzo mocno zapamiętałem to okropne podjazdy w dużych ilościach oraz wieś Wysoka, która idealnie określała swoje położenie. Ale w końcu dojechaliśmy do Łaz - miejsca w którym rozpoczynał się nasz szlak.
Szklak zaczynał się przy dworcu PKP. Przejechaliśmy przez centrum Łaz i ruszyliśmy w stronę Głazówki. Dalej przez Niegowonice i Niegowoniczki do Skałbani (ciekawa nazwa :D). Ciągle pod górkę, jeżeli już prosto, to po kamieniach. W końcu dojechaliśmy do Chcechła. Podjechaliśmy do bunkra w Chechle - punktu obserwacyjnego z czasów II wojny światowej. Krótka przerwa i odpoczynek na dachu bunkra. Wyruszając w drogę powrotną miałem nadzieję, że skoro tyle podjeżdżaliśmy, to teraz będziemy mieli same zjazdy. Ale pomyliłem się. Znowu podjazdy, podjazdy, podjazdy. Na szczęście gdy już dojechaliśmy do Łaz, Tobek wpadł na pomysł, żeby nie jechać przez Zagórze, lecz tak jak przyjechaliśmy - przez Pogorię. To był trafny wybór. Mijając Hutę Katowice mieliśmy okazję podziwiać wspaniałą burzę która rozpętała się nad jej kominami. Gdy dojeżdżaliśmy do Pogorii IV burza była już niebezpiecznie blisko nas. Postanowiliśmy uciec przed nią do baru nad Pogorią III. Ciekawie wyglądało, jak wszyscy uciekali znad Pogorii IV, a my jako jedyni jechaliśmy w drugą stronę z zawrotną prędkością :D
Na zakręcie doszło do niegroźnej czołówki między mną, a jakimś kolesiem który wyjechał wprost z za krzaków. Jakieś 50 metrów dalej, przez to, że musiałem uciec przed dzieciakiem, który wjechał mi pod koła, Tobek zaliczył niezłe salto. Ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Mimo, że byliśmy już całkowicie wykończeni, daliśmy z siebie wszystko i zanim burza do nas doszła, my już siedzieliśmy pod parasolem barowym. Zamówiliśmy sobie jedzenie i czekaliśmy, aż deszcz przejdzie. Na szczęście nie trwało to zbyt długo.
Niestety po opadach temperatura powietrza spadła dość mocno, co nie działało dobrze na nasze już wychłodzone i wyczerpane organizmy. Założyliśmy deszczówki, aby nie tracić temperatury. W parku sieleckim pod koła Tobka wleciał pies. Na szczęście nikt nie odniósł obrażeń. Wkrótce dojechaliśmy do domu. Nareszcie.

Podsumowanie:
Dystans: 113,8km
Średnia Prędkość: 21,61km/h
Maxymalna prędkość: 63,7km/h
Czas: 5:16:00
Czas rzeczywisty: ok. 9 godzin

Zdjęcia:

W drodze nad Pogorię (foto Tobek)


Nad Pogorią III


Potwór z loch ness (a raczej z Pogoria Ness. Wymiary to około metr długości na 30cm szerokości)


Pogoria IV (Kuźnica Warężyńska)


Cementownia w Wysokiej


Początek szlaku


Pomnik na szlaku


Pięknie to wygląda :)


Którą drogę wybrać??


Pole mniszków lekarskich przy bunkrze w Chechle


Piasek na pustyni


Pustynia Błędowska


Huta Katowice i burza


Deszcz nad Pogorią III

O godzinie 9:00 Blazi

Niedziela, 11 maja 2008 · Komentarze(3)
O godzinie 9:00 Blazi i Tobiasz byli już na Shell'u. Ja dotarłem do nich dopiero parę minut później. Po małych zakupach wyruszyliśmy w stronę Jaworzna. Szybki przejazd i już byliśmy w Szczakowej. Tutaj niestety zaczęły się okropne podjazdy. Jednak dzielnie przebyliśmy ten niemiły odcinek. Za Szczakową rozpoczęła się długa (10km), prosta i według niektórych nudna (według mnie bardzo dobra) droga do Bukowna. W jej połowie, zaraz przy moście nad rzeką płynącą wspaniałymi meandrami wśród piaszczystych wzgórz, zatrzymaliśmy się na pierwszy postój. Batonik, kanapka, zdjęcie i już jechaliśmy dalej. Najbardziej zdziwił nas widok dziadka na składaku który jechał równo z rowerzystą na kolarce :D Przejechaliśmy przez Bukowno i wjechaliśmy wreszcie na niebieski jurajski szlak rowerowy - wokół Olkusza. Tutaj zaczęły się piaszczyste, leśne drogi, tak bardzo charakterystyczne dla jury. Niestety był pewien odcinek na którym ktoś postanowił wysypać dość gruboziarnisty tłuczeń (prawie taki jak na torach kolejowych). Ale koniec tego kawałka wynagrodził nam wspaniały widok uprawy leśnej w miejscu wyrobiska piasku.
Wjechaliśmy do Olkusza. Musieliśmy się przebić przez ścisłe centrum, wraz z rynkiem i okolicami kościoła do którego `watahami` gnały pierwszo-komunijne dzieci w szatach liturgicznych. Ale jakoś dało radę. Wjechaliśmy w dość ciekawy las iglasty, rosnący na samym skraju dwóch osiedli mieszkaniowych. Następnie przez parę pomniejszych wiosek (takich jak Witeradów, czy Zabrzegi) dojechaliśmy do wsi Osiek. Po ostatnim wypadzie do Andrychowa miałem już ustosunkowaną opinie na temat wszystkich miejsc nazwanych tym mianem (dla niewtajemniczonych - mieścinka Osiek na trasie Oświęcim - Osiek - Wieprz - Andrychów to około 15 kilometrów przewyższeń interwałowych rzędu 20-50m). I znowu wspaniała nazwa mnie nie zawiodła. Gdy po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej przez Osiek, naszym oczom ukazał się najwyższy podjazd asfaltowy jaki miałem (nie)przyjemność oglądać w moim życiu. Miał lekko 75m różnicy poziomów. Chwała Bogu, że bezpośrednio przed nim znajdował się ogromny zjazd który pozwolił na rozpędzenie się do 55.8km/h, co dało dobrą bazę do pokonania 1/4 podjazdu bez kręcenia korbą. Jak to bywa z takim podjazdami, zaraz zanim znajdował się piękny downhillowy zjazd, który pozwolił zapomnieć o trudach ostatnich paru minut.
Za Osiekiem wjechaliśmy znowu w las, gdzie ilość piasku pod kołami doprowadzała nas do szału. W pewnym momencie zaliczyłem poślizg podczas hamowania na przednim kole (!), tylko dzięki warstwie mineralnych ziarenek. Niestety, słoneczne dotąd niebo zaczęło się dość porządnie chmurzyć. Po paru minutach już staliśmy pod drzewem w poszukiwaniu schronienia przed deszczem. Mimo, że od początku sezonu zawsze woziłem ze sobą deszczówkę, to dziś rano, gdy zobaczyłem pogodę za oknem stwierdziłem, że dziś na pewno mi się ona nie przyda. Tak więc patrzałem z zazdrością na Tobka i Blaziego, jak chronią się pod swoimi deszczówkami. Bardziej od deszczu przeszkadzał mi jednak przenikliwy chłód potęgowany wilgotnym ubraniem i brakiem ruchu. Ktoś wpadł na genialny pomysł, aby przejechać kawałek w deszczu, aby się trochę rozgrzać. Tak też zrobiliśmy, doprowadzając nasze rowery do stanu agonii. Gdyby nie szybka `pierwsza pomoc przed medyczna` udzielona zaraz po skończeniu się deszczu na śródleśnej polanie, to do domu byśmy chyba nie dojechali. Mieszanina jurajskiego piasku i wody dokładnie spenetrowała i obkleiła każdą część napędu i układu hamowania. Zaczęliśmy więc wielkie mycie.
Po wcześniejszym umyciu się w kałuży, z o dziwo dość ciepłą wodą, zaczęliśmy narzekać na brud na naszych rowerach. Tobiasz wpadł na genialny pomysł napełnienia bidonów wodą z kałuży i opłukaniu rowerów. Blazi udoskonalił wizję Tobiasza proponując zamiast bidonów użyć butelki i inne pojemniki pozostawione w lesie przez amatorów leśnego wypoczynku. Nigdy nie myślałem, że będę się tak cieszył na widok półlitrowej butelki plastikowej, wyrzuconej w krzaki. A jednak. Używając wody z kałuży dokładnie umyliśmy każdą część rowerów i ruszyliśmy w dalszą drogę z wizją konieczności wymiany supportu, kasety i przerzutek Shimano (w wersji Alivio i Deore...) Na szczęście już po chwili okazało się, że nasze obawy są przesadzone: napęd nie hałasował, w zasadzie, więcej niż powinien. Odetchnęliśmy z ulgą i ze średnią prędkością 15km/h dojechaliśmy do końca lasu. Wjechaliśmy na drogę która doprowadziła nas do samego Bukowna. Na niebie pojawiły się czarne chmury, ale stwierdziliśmy, że skoro nie ma piasku to możemy jechać, a może nawet wyprzedzimy chmurę. Z prędkością 27-30km/h przejechaliśmy 10km`owy odcinek z Bukowna do Jaworzna, ciągle pokropywani przez deszcz. Dalej to już tylko przejazd przez Jaworzno (dwa złamane zakazy poruszania się na rowerach i taksówkarz krzyczący <<Tu na rowerach kur** nie wolno!>>), Sosnowiec i już byliśmy w domu. Piękny wyjazd pełen przygód :)


Tu rozpoczyna się szlak


Uprawa leśna w wyrobisku piasku


Rynek w Olkuszu


Nasz szlak


JB`08 - Atak mokrych klonów :D


To wszystko tłumaczy...


`Twój stary pierze w rzece...` - tym razem to ja się myje w kałuży ;D


Warsztat rowerowy `Polana`

Podsumowanie:
Dystans: 91,6km
Średnia Prędkość: 21,3km/h
Maxymalna prędkość: 55,8km/h
Czas: 4:18:30