Wpisy archiwalne w kategorii

>50km

Dystans całkowity:1523.40 km (w terenie 333.24 km; 21.87%)
Czas w ruchu:68:18
Średnia prędkość:22.30 km/h
Maksymalna prędkość:62.50 km/h
Suma podjazdów:1663 m
Maks. tętno maksymalne:194 (95 %)
Maks. tętno średnie:160 (78 %)
Suma kalorii:11543 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:66.23 km i 2h 58m
Więcej statystyk

10.06.09 - śladami powodzi

Środa, 9 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Bez wiekszych planów. Po prostu przed siebie. Najpierw chciałem jechać na Chełmek, ale potem poniosło mnie dalej.
Przejeżdżając przez zalane przez prawie dwa tygodnie Bijasowice nie zauważyłem śladów powodzi na domach. Dopiero w drodze powrotnej dowiedziałem się, że po prostu za nisko patrzałem. Niektóre domy posiadają ślady zalania pod samym dachem.
Okropny widok.
Ogólna krzątanina, dźwięk skuwania tynków i otwarte na oścież okna przez które widać opuszczone mieszkania suszone z nadzieją ponownego zamieszkania.
O ironio w drodze do domu spuściłem z tempa z powodu permanentnego braku wody.
Nie da rady zostawić Szosy przed Biedronką samotnej bo potem ja będę samotny, a sklepy we wsiach już zamknięte...


Dopóki nie odparuje stać będzie.

Miejsce przerwania wału

Przyczyna nieszczęść tysiąca ludzi - nie mogąc ujść do przepełnionej Wisły rzeka spiętrzała się i zalała okolice 1,5m wyżej niż poziom Wisły.

Słońce - nadzieja na wysuszenie domów.

Jest co suszyć.

Archiwalne zdjęcie na 2 godziny przed przerwaniem umocnień - obrazek nie pokazuje tego co się tam działo. Woda z ogromnego jeziora powstałego przez zalanie okolicy zaczyna wlewać się na drogę krajową.

Tysiące ludzkich tragedii

Parę kilometrów kwadratowych nowego jeziora i domy zalane po dach

180min - Wmordewind i ambitne plany

Piątek, 10 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Miał być Tęczynek, ale Wmordewind zmienił plany na Wygiełzów. Ten plan z koleji zmieniła przebudowa starej Krakowskiej w Chrzanowie, co poskutkowało zjazdem w złą drogę. Przez Libiąż i Chełmek dojechaliśmy do domu. Dane podane pi*drzwi bo w Libiążu padł mi akumulator w GPS (parę dni wcześniej zgubiłem stację dokującą) :/

Podsumowanie:
Dystans: 74km
Średnia Prędkość: 26km/h
Maxymalna prędkość: 62.5km/h
Średnie tempo: 2:30/km
Spalone kalorie: do 44km 1672
Średnie tętno: 160 BPM (78% max HR)
Maxymalne tętno: 180 BPM (88% max HR)
Czas: 2:55:00

Foty:


Zalew


Zaciesz :D


Zaciesz cd ^^

Zawody XC Orzesze

Niedziela, 5 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Zawody w Orzeszu. Dojazd ze wspaniałą ekipą, lecz może z za wysokim tempem, w składzie: Rufio, Patryk, Sito, Daniel, Ja i jeszcze jeden koleś na ciekawym Cannondale.
Potem same zawody. XC nie jest moją najlepszą stroną, ale dałem z siebie wszystko. Złapałem dubla i musiałem skończyć na okrążenie przed końcem. Na przed ostatniej pozycji w kategorii (nie licząc tych co nie dojechali z kwestii technicznych - tu guma, tam przerzutka...). Na pewno jestem bogatszy o doświadczenia. Na wyniki też przyjdzie czas :)
Potem powrót. Kryzys, brak cukru, zamknięte sklepy, mało picia... Dopiero w Katowicach Podlesiu udało nam się "zatankować" ciasteczka i wodę. Ktoś poprzestawiał znaki w lesie Murckowskim, a przez to, że dawno tam nie jechałem walnąłem się w nawigacji o jakieś 5km. Ale dało radę.
Doświadczenie, doświadczenie i jeszcze raz experience!

Podsumowanie:
Dystans: 82.16km
Średnia Prędkość: 18.83km/h
Maxymalna prędkość: 52km/h
Średnie tempo: 3:15/km
Spalone kalorie: 3031
Średnie tętno: 156 BPM (76% max HR)
Maxymalne tętno: 194 BPM (95% max HR)
Łączne przewyższenia: 1132m
Czas: 3:34:30

Foty:

Jadęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę!!


Przejechałem :P


Końcówka. Dam radę!

150min - Górki Dziećkowickie, Zalew & Wzgórze Chełmek

Środa, 1 kwietnia 2009 · Komentarze(3)
Dziś nie chcąc zmarnować wspaniałej pogody, oraz aby przełamać lenia który nie pozwalał mi wyjść na rower w ostatnim czasie (mimo, niekiedy, ogromnych chęci), oraz aby "utopić" żal po tym, że nie mogłem jechać z Tobkiem do Opola dziś na rowerku, postanowiłem skręcić jakąś traskę. Pogoda zachęcała do szosy i tak też się stało - oczywiście tylko po części :P
Ruszyłem w stronę Zalewu Dziećkowickiego. Po drodze wpadłem pod dom Mączusia zapytać go czy nie pojedzie ze mną, ale niestety nie zastałem go - lepiej dla niego :P Zaraz po wjeździe w - umownie - teren zabudowany Dziećkowic, postanowiłem odbić w prawo na górkę żeby zobaczyć z góry trochę okolicy. Zobaczyłem autostradę, murawy kserotermiczne, elektrownie Jaworzno, same Jaworzno także, całe Dziećkowice, resztę Mysłowic i wiele, wiele innych. W tym także 3 sarny przebiegające mi drogę 10 metrów przede mną. Niestety zanim wyciąłem aparat było po tzw. ptokach, lub jak kto woli, sarnach. Schowały się w krzakach i tylko głowy im wystawały. Kadrowanie na szczęście pomogło uratować zdjęcia ;]
Chciałem jechać do Ymielina, ale na moście usadowiło się trzech dresów, a ja nie miałem dziś zbyt bojowego nastroju. Zjechałem więc downhill'owo w dół, lecz jednak z dużymi zahamowaniami (dosłownie i w przenośni), ponieważ musiałem pamiętać, że w tylnej kieszeni koszulki mam schowany aparat i fajnie by było, żeby mi on nie wypadł :) Przejechałem nad zalew. Postanowiłem drogą z płyt betonowych, która biegnie wschodnim brzegiem, dojechać do Chełmu Śląskiego. Przeraził mnie tylko 3 metrowy płot ze szpilami i drutem kolczastym i tabliczki które powstawiano co 500m - "Budowla hydrotechniczna, wstęp i wędkowanie wzbronione!" <brrr> Pół kilometra przed końcem wyżej wspomnianej drogi zjechałem na drogę terenową biegnącą zaraz obok Przemszy. Kałuże, błoto, muszki i quadowcy dali nieźle popalić. Wyjechałem na Gamrocie. Stąd szybciutko na Chełmek. Miało być parę fot przy obelisku, ale usadowiło się przy nim paru dresów z piwami... Ta pogoda coś dresogenna ;/ Zjechałem szybciutko i przez Jaworzno Dąb oraz Byczynę dojechałem z powrotem na Dziećkowice. Zaczynałem czuć braki energii w nogach, więc na minutę przed zamknięciem sklepu zakupiłem w nim jajko z czekolady czekoladopodobnej (takie wielkanocne :P) i starą drożdżówkę. I tak było smacznie ;] Szybciutkim tempem dojechałem do domu. No i to by było na tyle ;)

Podsumowanie:
Dystans: 56,7km
Średnia Prędkość: 21,9km/h
Maxymalna prędkość: 49,1km/h
Średnie tempo: 2:44/km
Spalone kalorie: 2039
Średnie tętno: 151 BPM (74% max HR)
Maxymalne tętno: 177 BPM (86% max HR)
Łączne przewyższenia: 529m
Czas: 2:34:49

Foty:

Tłok dziś na niebie nieziemski!


Łysy


Murawy kserotermiczne i A4


Spłoszone sarny obserwujące moje zachowanie... Z wzajemnością :P


Osadniki - główny bohater "Tour de Kurde"


Jaworzno - okolice centrum




Jeleń


Okolica




Resztki dziewięćsiłu Bezłodygowego




Jest ok!


Dziećki


Podpatrzone...




Zasieki xD


Chełmek


21 stopni, a ludzie palą w piecach. Dziwne!


Syf zebrany na Brzęczkach




Profil


Trasa

Wzgórze Św. Doroty + Pyrzowice

Poniedziałek, 26 stycznia 2009 · Komentarze(0)
...i jak się okazało GPS nie zapisał jedynych 51.14km interwałów. Ale zacznijmy od początku.

Około godziny jedenastej zacząłem się wybierać na rower. Plan prosty: kamieniołom w Ymieliniu i Zalew Dziećkowicki (zwany także Ymielińskim). Napisałem do Daniela czy jedzie ze mną. Nie odpisał. W ostatniej chwili napisałem do Błażeja i jak się okazało on też właśnie wybierał się na rower. Plan został zmodyfikowany: Wzgórze Św. Doroty w Będzinie. Jadąc przez Sosnowiec postanowiliśmy zboczyć na DSD. Okazało się, że tam jeszcze się jeździ na nartach w najlepsze. Chwile popatrzeliśmy, parę fotek i w drogę. Jednak naszym oczom ukazał się BALI (!) jeden z trójcy (prawie)świętej który przyjechał sobie poskakać na nartach :P Krótka rozmowa i dalej w stronę zamku. Do tego momentu nie miałem totalnie pary w nogach, a płuca czułem jak worek foliowy: zamiast dostarczać tlenu, dusiły mnie. Na szczęście pod zamkiem przeszło. Znowu chwila przerwy, parę fotek i dalej w stronę Dorotki. Sam podjazd nie był taki okropny jak opowiadał Blazi, ale jednak zmęczył. Parę fotek, chwila przerwy. Wyciąłem mapę. Zapytałem Błażeja - Byłeś kiedyś w Psarach? Odpowiedział, że nie. Tak więc postanowiliśmy pojechać do Psar, a z tamtąd jedyne 7km do Pyrzowic na lotnisko. Nie wzięliśmy jednak poprawki na interwały jakie znajdują się w tamtej okolicy. No ale, twardzi jesteśmy i powiedzieliśmy, że nie popuścimy, a jeżeli już to najwyżej w majty, byle dojechać.
Po pierwszej górce trochę zmiękłem. Druga, miałem głębokie wątpliwości. Trzecia, hmm... Nie pamiętam. Za to czwarta górka dała mi 100% pewności... że powinniśmy wracać do domu. Jednak ambicja nie pozwalała. Parę kilometrów i byliśmy pod lotniskiem z perspektywą powrotu tą samą drogą. Wjechaliśmy na teren GTL, a na płycie pustka. Trudno, teraz nic nie ląduje. Kiedyś jak tu byłem to na tablicach najbliższy przylot był za 8 godzin. Nagle jak nie rykło. Z za terminala wyłoniła się postać Boeinga 737 linii Wizzair. Parę(naście) fotek. Zaraz za Wizirem wylądował mały, najprawdopodobniej czarterowy, "odrzutowiec Cyfrowego Polsatu", nazwany tak przeze mnie przez swoje żółte, regularnie ułożone kropki na czarnym stateczniku pionowym. Na przelotówce zauważyłem przygotowujący się do lądowania samolot Lufthansy, ale czas nie pozwolił nam na niego czekać.
Ruszyliśmy w stronę domu tą samą drogą. Modliłem się, żeby w końcu zobaczyć ogromny budynek firmy "Ligęza", który oznaczał ostatnią górkę. Po ponad pół (no może całej) godzinie pojawił się na horyzoncie skracając moje męki. Dalej przez Psary do Będzina, przez Łagiszę do Centrum. Po raz pierwszy w życiu stanąłem twarzą w twarz z dziwnym tworem jakim jest "rondo" pod zamkiem. Wiedziałem z opowieści, że należy na nim bardzo uważać, żeby się nie pomylić. Tak też zrobiłem, lecz wystarczyła chwila nie uwagi i już wjechałem w zjazd na Czeladź. W ostatnim momencie ocknąłem się i wyjechałem komuś przed kierownice korygując swoje położenie. Potem prawie standardową trasą przez Sosnowiec do domu. Nareszcie. Wyjazd wykończył mnie totalnie - w końcu to pierwszy dłuższy wyjazd w sezonie!

Gdy wszedłem do domu od razu po prysznicu rzuciłem się do kompa pobrać dane z GPS'a i zobaczyć sumę podjazdów oraz profil trasy. Niestety okazało się, że GPS'owi coś się popierniczyło i nie zapisał szczegółów ostatnich 51.14km jazdy, a jedynie dystans, kalorie i tętno. Dobrze, że chociaż tyle. Przez pierwsze pół godziny chciałem go wyrzucić przez okno, ale na szczęście już się uspokoiłem

Mysłowice - Sosnowiec - DSD - Palac Shoena(?) - Bedzin(zamek) - Grodziec (Dorotka) - Psary - Strzyzowice - Gora Siewierska - costam ;d - Nowa Wies - Pyrzowice(lotnisko) - nowa Wies - costam znowu :] - Gora Siewierska - Strzyzowice - Psary - Łagisza - Będzin - Sosnowiec - Mysłowice
[Rozpiska trasy zapożyczona od Blaziego]

Podsumowanie:
Dystans: 71.92km
Średnia Prędkość: 19,5km/h
Maxymalna prędkość: 51,6km/h
Średnie tempo: 3:13/km
Spalone kalorie: 2751
Średnie tętno: 153 BPM (75% max HR)
Maxymalne tętno: 189 BPM (92% max HR)
Łączne przewyższenia: nie ma, GPS padł
Maxymalne nachylenie: nie ma, GPS padł
Czas: 3:41:25

Foty:

Miś sosnowiecki xD


DSD i Blazi


Bali BOSS


Zamek Będzin


Nasze maszyny


Ups? Czyżby sól odcisnęła swoje piętno? To samo było na pedałach
Na szczęście to schodzi (nalot tylko powierzchniowy) - wniosek: myć rower zaraz po przyjeździe!


Kościół Św. Doroty na Wzgórzu Św. Doroty




My i nasze maszyny


Boeing 737 Wizira (jak to mówi mój tata)


Płot na lotnisku Art


"Odrzutowiec Cyfrowego Polsatu" - jakość padła przez megakadrowanie


Brrrrrr....
Ps. Laciu? Co ty tu robisz!?

Wybraliśmy się z Danielem do Jaworzna

Poniedziałek, 10 listopada 2008 · Komentarze(0)
Wybraliśmy się z Danielem do Jaworzna - Pieczysk w celu zapisania się na jutrzejsze zawody. Niestety na miejscu dostaliśmy przysłowiową klamką w gębę. Pojechaliśmy zatem do Decathlonu po żelki na jutro.
Na miejscu po podziwialiśmy rowery z 8 tyś., pojeździliśmy na kolarzówce po markecie i na trenażerze, ale na ping-ponga się nie załapaliśmy :D Oprócz żelek kupiłem sobie pompkę z zaczepem do ramy.
Pod koniec siły mi odeszły, ale na szczęście zorientowałem się, że do domu możemy dojechać dużo szybszą trasą. Podzieliliśmy się moimi światełkami na pół - Daniel przednie, ja tylne - i tak dojechaliśmy

Podsumowanie:
Dystans: 56,22km
Średnia Prędkość: 24.09km/h
Czas: 2:20:15

Obudziłem się o 06:00 i już o

Sobota, 30 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Obudziłem się o 06:00 i już o 06:50 byłem gotów do wyjazdu. Przez Sosnowiec pomknąłem w stronę Będzina. Pogoda nie zachęcała do jazdy, ale na szczęście obok huty "Będzin" zza chmur zaczęło wyglądać słońce. DW 910 dojechałem do Dąbrowy Górniczej. Fotka i w dalszą drogę. Jednak w okolicach Sanktuarium św. Antoniego całkowicie się pogubiłem. Zamiast jechać główną drogą, skręciłem w "mniej główną" i przez to straciłem 20-30 cennych minut. Ale za to miałem okazję zobaczyć pomnik czerwonej gwiazdy z sierpem i młotem :P
Po odnalezieniu się przejechałem obok zbiornika wodnego Pogoria I, przejechałem nad DK 1 i DW 794 przez Ząbkowice, Tucznawę, Chruszczobród, Wysoką, i Kuźnice Masłońską ruszyłem na Zawiercie. Z Zawiercia dalej na Włodowice. W Rudnikach miałem kryzys. Na 10 minut przed dojazdem tam tata napisał mi "Pocieszę Cię, że Włodowice są na konkretnej górce". Okazało się, że Rudniki na jeszcze większej. Modliłem się, żeby za Rudnikami nie było żadnego zjazdu, bo wtedy będę miał mniej do podjeżdżania we Włodowicach. Ale oczywiście zaraz po osiągnięciu szczytu Rudnik zjeżdżałem z ogromnej górki z prędkością 49.9km/h. Potem następny masakryczny podjazd do Włodowic i dalej odbicie na Rzędkowice. Tutaj droga była już wyprofilowana łagodnie w dół, i dzięki temu bez większego wysiłku dojechałem do pala namiotowego na którym rozbiła się ekipa doliniarzy z którymi miałem spędzić cały weekend na skałkach.
Podsumowując: gdybym nie zgubił się w Dąbrowie, na miejscu byłbym przed planowanym czasem (przed 10:00), ale przez to, że jednak się pogubiłem na miejsce dotarłem o 10:09 :)

Podsumowanie:
Dystans: 59.3
Średnia Prędkość: 22.3km/h
Maxymalna prędkość: 49,9km/h
Czas: 2:38:56

Zdjęcia:

Zamek Sielecki


Przed Dąbrową Górniczą


Pomnik Czerwonej Gwiazdy xD


Przed Włodowicami


Już blisko do celu!


Ja na skałce (mały, biały punkt :D)


Nieznany wspinaczy (trasa Tytanowe Implanty, 6,5+)


Nieznany kwiatek (Słoneczna Turnia)


Nieznany Ja na słonecznej


Zaliczanie trasy 4,5+ z zawiązanymi oczami


Rzędkowickie widoki


Banner mojego projektu :)


Mój tata i świerszcz gigant


Odpalenie znicza olimpo-rzędkowickiego ;]

O 12:00 podjechałem pod blok

Czwartek, 21 sierpnia 2008 · Komentarze(1)
O 12:00 podjechałem pod blok Tobka. Czekali już tam na mnie Tobek i Daniel.
Najpierw pojechaliśmy na stację, aby Tobek mógł pod pompować opony (ach, to ciśnienie w kolarzówkach...) Potem wyruszyliśmy na Giszowiec przez... Nikiszowiec! Najbardziej okrężna droga jaka istnieje. Potem z Gisza przez Trzy górki (73 pułku piechoty) przejechaliśmy na Ochojec. Te trzy góreczki nie pozostały mi obojętne... Już na drugiej oblał mnie zimny pot, a w trakcie króciutkiego postoju złapały mnie dreszcze. Na ale trzeba jechać!
W Ochojcu skręciliśmy na DK 81 w kierunku Skoczowa. Po 9km byliśmy już w Mikołowie pod wspaniałą cukiernią. Na liczniku dopiero 20km! Myślałem, że do Mikołowa jest dalej.
Zarządziliśmy krótką przerwę na ciasteczko :)
Po posileniu się wyruszyliśmy w dalszą drogę. W centrum Mikołowa natknęliśmy się na wspaniałą górkę. Rozpędziłem się do 61.1km/h, aż nagle Daniel zaczął ostro hamować. Zanim się zorientowałem moje ręce same zacisnęły się na hamulcu. Opony zaczęły się ślizgać, kierownica zaczęła niebezpiecznie wyrywać się z rąk... Z 60 do 20km/h w parę sekund. Na szczęście ani nie dobiłem do Daniela, ani nie wpadłem pod samochód, ani nie przewróciłem się. Dzięki Bogu! Opaczność jednak istnieje.
Przetoczyliśmy się przez Mikołów i wjechaliśmy na DK 44 w stronę Tychów. Przyjemne zjazdy i już po chwili byliśmy w Tychach. Daniel i Tobiasz ostro mi uciekli. Dogoniłem ich dopiero pod browarem. Tam też skręciliśmy na Czułów. Następnie na DK 86 w stronę Katowic. Tutaj ogromne górki. Ale miały jeden ogromny plus - były ogromne, lecz rozciągnięte np. na 2km. Dzięki temu po dogrzaniu się, z 17km/h przeszedłem do 25km/h. Na Giszowcu Daniel i Tobiasz zatrzymali się żeby na mnie zaczekać.
Następnie ul. Górniczego Stanu i Ceramiczną dojechaliśmy do Mikołowskiej która doprowadziła nas do samych Mysłowic.

Mimo wspaniałej średniej i to w dodatku na takich górkach, czuję się nie usatysfakcjonowany moim osiągnięciem. Dlaczego?
Odkąd Tobek ma kolarkę, widuje go tylko na postojach, ew. w ogromnej odległości. Dokładnie tak samo jak rok temu (Tenczynek) mimo, że baaaardzo porządnie podciągnąłem kondycję.
I jak tu nie pić?? :P

Podsumowanie:
Dystans: 52,4km
Średnia Prędkość: 25,4km/h
Maxymalna prędkość: 61,1km/h
Czas: 2:03:35

Fotki:

Tak się u nas parkuje rowery...


Mój smakołyk - lekko nadgryziony :)


Beskidy o_o (Tobek znowu ma takie samo zdjęcie :P)

Już dzień wcześniej postanowiłem

Poniedziałek, 18 sierpnia 2008 · Komentarze(1)
Już dzień wcześniej postanowiłem sobie: "Czas ruszyć dupsko i się gdzieś przejechać". Mimo lenia-giganta jak powiedziałem tak zrobiłem.

O 14:30 wyjechałem z domu. Przez Niwkę dojechałem pod Fasion House. Przy 30km/h wjechałem na rondo. O mały włos, a wbił bym się w przednie nadkole jakiegoś samochodu. Wszystko przez wiatr i prędkość - po prostu nie umiałem dociągnąć kierownicy i pojechałem za bardzo prosto :O Na szczęście minęliśmy się na centymetry.
Dalej przez centrum Jaworzna dojechałem do skrzyżowania na Byczynę i Libiąż. Stamtąd już prosto na groble z przerwą na podziwianie autostrady z mostu.
Trochę pokręciłem się po groblach po czym stwierdziłem, że nie będę wracał tą samą drogą, ale przez Libiąż i Chełmek. Przejazd leśnym szlakiem zmasakrował mi średnią. No ale nie(tylko) dla średniej się jeździ ;P Dojeżdżając do DW780 przypomniały mi się sceny z powrotu z Krakowa <brrrr> Przypominać zaczęły się także moje mięśnie - brak cukru. A w Libiążu o godzinie 16:30 wszystkie spożywczaki zamknięte ;/ Podjechałem na wzgórze Chełmek, odpocząłem chwilę przy obelisku i rozpocząłem zjazd. Odkryłem genialną drogę - z 10km/h do 50km/h bez ŻADNEGO pedałowania w 5-10 sekund! Odlot totalny! Szkoda, że zaraz potem jest główna droga i trzeba ostro hamować, ale i tak emocje nieziemskie. Dalej przez Młyny na Dąb. Tutaj wreszcie znalazłem otwarty sklep! I tak zdążyłem na 5 minut przed zamknięciem. 7 days i dwa Grześki (suma 3,50zł) zakupione. Od tego momentu znowu dostałem kopa - mimo to bóle mięśni spowodowane długim brakiem cukru nie pozwalały na wielki szarżowanie. Została tylko jazda ~23-24km/h. Ale to lepiej niż tempo 20. Przez Dziećkowice, Kosztowy, Brzezinkę (tutaj wyminięcie przez ciężarówkę na 5cm wolnego miejsca ;/) i Brzęczkowice dotarłem na Słupną. Zdecydowałem się na przejazd drogą przez las na Słupnej. Pomysł nie trafiony, ale mimo to szybko znalazłem się w domu. Nareszcie! Uda totalnie mnie bolą, ale jutro pewnie przestaną ;]

Podsumowanie:
Dystans: 62,2km
Średnia Prędkość: 23,7km/h
Maxymalna prędkość: 62,4km/h
Czas: 2:36:49

Fotki (złożone z wcześniejszych wyjazdów - siostra zabrała aparat)

Kościół św. Jana Chrzciciela w Sosnowcu (9 kwietnia 2008)


Cmentarz na wzgórzu, dalej zalew Dziećkowicki i elektrownia Jaworzno (24 kwietnia 2008)


Jeleń w Jeleniu :D (6 marca 2008)


Jaworzno - Mysłowice (6 marca 2008)

Mazury '08: Wzdłuż jeziora

Niedziela, 13 lipca 2008 · Komentarze(0)
Mazury '08: Wzdłuż jeziora Buwełno

Dom - Szymonka - Olszewo - Dąbrówka - Drozdowo - Zastrużne - Cierzpięty - Marcinowa Wola - Wierciełki - Paprotki - Jagodne Wlk (kapielsiko) - most nad kanałem Kula) - Kozin - Prażmowo - Dom

Długość: 52,9 km
Data startu: 13.07.2008 17:00
Czas jazdy: 02:24:00
Czas całk.: 04:00:00
Prędkość śr.: 22 km/h
Prędkość max: 39,4 km/h


Przerost formy nad treścią (3 znaki na 50m szutrowej, bocznej drogi...)


"Nasze" kąpielisko nad Jagodnym


Podczas mycia roweru... (Słońce wpadające przez malutkie okienko)