Wpisy archiwalne w kategorii

Żyłowanie średniej

Dystans całkowity:433.04 km (w terenie 12.14 km; 2.80%)
Czas w ruchu:18:23
Średnia prędkość:23.56 km/h
Maksymalna prędkość:62.50 km/h
Suma podjazdów:2028 m
Maks. tętno maksymalne:194 (95 %)
Maks. tętno średnie:160 (78 %)
Suma kalorii:15043 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:61.86 km i 2h 37m
Więcej statystyk

10.06.09 - śladami powodzi

Środa, 9 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Bez wiekszych planów. Po prostu przed siebie. Najpierw chciałem jechać na Chełmek, ale potem poniosło mnie dalej.
Przejeżdżając przez zalane przez prawie dwa tygodnie Bijasowice nie zauważyłem śladów powodzi na domach. Dopiero w drodze powrotnej dowiedziałem się, że po prostu za nisko patrzałem. Niektóre domy posiadają ślady zalania pod samym dachem.
Okropny widok.
Ogólna krzątanina, dźwięk skuwania tynków i otwarte na oścież okna przez które widać opuszczone mieszkania suszone z nadzieją ponownego zamieszkania.
O ironio w drodze do domu spuściłem z tempa z powodu permanentnego braku wody.
Nie da rady zostawić Szosy przed Biedronką samotnej bo potem ja będę samotny, a sklepy we wsiach już zamknięte...


Dopóki nie odparuje stać będzie.

Miejsce przerwania wału

Przyczyna nieszczęść tysiąca ludzi - nie mogąc ujść do przepełnionej Wisły rzeka spiętrzała się i zalała okolice 1,5m wyżej niż poziom Wisły.

Słońce - nadzieja na wysuszenie domów.

Jest co suszyć.

Archiwalne zdjęcie na 2 godziny przed przerwaniem umocnień - obrazek nie pokazuje tego co się tam działo. Woda z ogromnego jeziora powstałego przez zalanie okolicy zaczyna wlewać się na drogę krajową.

Tysiące ludzkich tragedii

Parę kilometrów kwadratowych nowego jeziora i domy zalane po dach

180min - Wmordewind i ambitne plany

Piątek, 10 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Miał być Tęczynek, ale Wmordewind zmienił plany na Wygiełzów. Ten plan z koleji zmieniła przebudowa starej Krakowskiej w Chrzanowie, co poskutkowało zjazdem w złą drogę. Przez Libiąż i Chełmek dojechaliśmy do domu. Dane podane pi*drzwi bo w Libiążu padł mi akumulator w GPS (parę dni wcześniej zgubiłem stację dokującą) :/

Podsumowanie:
Dystans: 74km
Średnia Prędkość: 26km/h
Maxymalna prędkość: 62.5km/h
Średnie tempo: 2:30/km
Spalone kalorie: do 44km 1672
Średnie tętno: 160 BPM (78% max HR)
Maxymalne tętno: 180 BPM (88% max HR)
Czas: 2:55:00

Foty:


Zalew


Zaciesz :D


Zaciesz cd ^^

Zawody XC Orzesze

Niedziela, 5 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Zawody w Orzeszu. Dojazd ze wspaniałą ekipą, lecz może z za wysokim tempem, w składzie: Rufio, Patryk, Sito, Daniel, Ja i jeszcze jeden koleś na ciekawym Cannondale.
Potem same zawody. XC nie jest moją najlepszą stroną, ale dałem z siebie wszystko. Złapałem dubla i musiałem skończyć na okrążenie przed końcem. Na przed ostatniej pozycji w kategorii (nie licząc tych co nie dojechali z kwestii technicznych - tu guma, tam przerzutka...). Na pewno jestem bogatszy o doświadczenia. Na wyniki też przyjdzie czas :)
Potem powrót. Kryzys, brak cukru, zamknięte sklepy, mało picia... Dopiero w Katowicach Podlesiu udało nam się "zatankować" ciasteczka i wodę. Ktoś poprzestawiał znaki w lesie Murckowskim, a przez to, że dawno tam nie jechałem walnąłem się w nawigacji o jakieś 5km. Ale dało radę.
Doświadczenie, doświadczenie i jeszcze raz experience!

Podsumowanie:
Dystans: 82.16km
Średnia Prędkość: 18.83km/h
Maxymalna prędkość: 52km/h
Średnie tempo: 3:15/km
Spalone kalorie: 3031
Średnie tętno: 156 BPM (76% max HR)
Maxymalne tętno: 194 BPM (95% max HR)
Łączne przewyższenia: 1132m
Czas: 3:34:30

Foty:

Jadęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę!!


Przejechałem :P


Końcówka. Dam radę!

Pierwsza setka - Pszczyna i Bielsko-Biała

Sobota, 21 marca 2009 · Komentarze(2)
O 10 spotkaliśmy się z Tobkiem i Dankiem w okolicach ronda. Przejechaliśmy przez Rymere, Słupną, Brzęczki, Brzezinkę i Kosztowy. Dalej przez Imielin i Chełm Śląski dojechaliśmy do Bierunia. Do tego momentu pogoda była cacy. W Bojszowach zaczął sypać bardzo delikatniutki śnieg. Przez Międzyrzecze i jakieś tam wsie dojechaliśmy wreszcie do Pszczyny. Średnia zabójcza - 26.9km/h. Tutaj zdjęcie i zawał na widok (i dźwięk) motorzysty jadącego na tylnym kole. Chyba przyszpanił specjalnie dla nas xD Chwila narady i ustaliliśmy, że jedziemy do Bielska DK 1. Najgorzej było w miejscach bez pobocza. Tiry przyciskające do granic możliwości, kierowcy trąbiący mimo jazdy po pasie awaryjnym, w końcu błotsko w miejscu gdzie ten pas powinien się znajdować. No ale to wszystko zostało wynagrodzone pięknym widokiem Beskidu wyłaniającym się zza jednego z podjazdów. Dojechaliśmy na dworzec główny w Bielsku całkiem wyjechani - przynajmniej ja. Okazało się, że do Katowic wcale nie jeżdżą tylko dwa pociągi dziennie z przewozem rowerów. Wybraliśmy ten o 16:23. Chwilę pobyliśmy na dworcu, koleś po wypadku próbował nam sprzedać książki... Przez centrum, łamiąc wiele przepisów i czerwonych świateł ruszyliśmy w kierunku Wilkowic. Parę morderczych podjazdów i w końcu dojechaliśmy do domu wujka od Danka. Tam zostaliśmy ugoszczeni z wszystkimi honorami domu. Zjedliśmy żurek, napiliśmy się herbaty, dostaliśmy ziemniaczki z paluszkami rybnymi i kapustą. A to wszystko przy towarzystwie kuzynów Danka i bajce Król Lew. Po prostu, tego sobie nawet nie wyobrażaliśmy. Po około godzinie siedzenia, wyjechaliśmy w kierunku dworca. Szybkim tempem (prawie ciągle z górki) i z bardzo chamskim przejechaniem przez czerwone dojechaliśmy na dworzec. Okazało się, że jesteśmy pół godziny przed czasem! Po 30 minutach naszym oczom ukazał się jeden z paru nowiutkich nabytków śląskich kolei - pociąg FLIRT. Z niedowierzaniem wsiedliśmy do środka, pytając konduktora o miejsca na rowery. Koleś nie wiedział nic na ten temat i powiedział żebyśmy wchodzili, najwyżej będziemy trzymać je w rękach. Jednak później okazało się, że na środku składu znajdują się 3 miejsca rowerowe. Odwiesiliśmy więc sprzęt i zasiedliśmy do rozmowy. Gdy głos miłej pani/pana (nie pamiętam :P) oznajmił zbliżanie się do stacji Katowice Piotrowice szybko zdecydowaliśmy się wysiąść, aby uskutecznić plan dobicia do 100km, co z centrum Katowic wiązało by się ze sztucznym dokręcaniem kółek. Nikt nie wiedział jak dokładnie dojechać do domu, więc puściliśmy się przed siebie. Szybko znaleźliśmy ulicę Kościuszki i nią ruszyliśmy w stronę centrum. W pewnym momencie Danek zapytał "Skręcamy tutaj w prawo? Odkryjemy nowe tereny!", ale mi nie było to na rękę :P Po przejechaniu skrzyżowania przeanalizowałem sytuację i okazało się, że to było nasze skrzyżowanie. Ostry nawrót na dwupasmówce, ze złamaniem przynajmniej parunastu przepisów ruchu drogowego i co się okazuje? Na tej nitce nie ma skrętu w lewo! W ostatnim momencie skręciliśmy w prawo i już nie łamiąc kodeksu przejechaliśmy w stronę trzech górek. Dalej tradycyjną drogą ruszyliśmy w stronę Giszowca i Mysłowic. Przed rondem na Mikołowskiej rozjechaliśmy się ponieważ Danek miał już setkę, a Tobkowi brakowało do niej tyle co mi, ale na kolarce nie mógł dokręcić tą samą trasą co ja. Zrobiłem sztuczny dojazd do działek na Rozalce, wróciłem się na Mikołowską i zjechałem nią na sam dół, podjechałem pod Tesco i ruszyłem do domu. Pod blokiem GPS wskazał 100.7km co przy marginesie jego błędu na tym dystansie, przy tym zachmurzeniu daje jakieś 104km. Nareszcie pierwsza setka w sezonie!

Podsumowanie:
Dystans: 104km
Średnia Prędkość: 25.7km/h
Maxymalna prędkość: 52.2km/h
Średnie tempo: 2:26/km
Spalone kalorie: 3809
Średnie tętno: 156 BPM (76% max HR)
Maxymalne tętno: 183 BPM (89% max HR)
Łączne przewyższenia: 837m
Czas: 04:04:58

Foty:

Informacja dla złodzieja :P Ludzie mają wyobraźnie :D




Ekipa!


Uśmiechy na widok zaśnieżonych Beskidów


Nasze maszynki na dworcu w Bielsku






Szukamy trasy ;D


Szosowy syf


Syf c.d.


Śnieg :O Wszędzie ŚNIEG!!! <panika>


Ekipa od tyłu


Dworzec one more time


Słoneczko wyszło akurat jak my wsiadamy do pociągu :(


FLIRT - full kulturka i w ogóle...


Nawet miejsca na rower są!


Końcówa


Profil trasy

126 z 160 minut - Ruda Śląska Kochłowice

Czwartek, 19 marca 2009 · Komentarze(1)
O 17 wyruszyliśmy z planem na 160 minut po szosie z tempem 22. Najpierw do centrum Katowic, przejazd przez rynek i dalej ulicami Mikołowską i Brynowską dojechaliśmy na Ligotę. Następnie znaleźliśmy się w Panewnikach. Daniel powiedział tylko "jedź gdzie chcesz", więc nie patrząc na to gdzie jedziemy pokierowałem nas na tzw. azymut "przed siebie". Po jakimś czasie ujrzeliśmy tabliczki Ruda Śląska - Kochłowice. Super! W Rudzie jeszcze nie byłem na rowerze. Nie wiedzieliśmy jak wrócić, a tą samą drogą wracać nie chcieliśmy. Tak więc na czuja udaliśmy się zgodnie ze wskazaniami kierunkowskazów w stronę Chorzowa. Jedyne założenie - nie wylądować na autostradzie :P Dojechaliśmy na Chorzów Batory. Dalej już w miarę orientowałem się gdzie jestem, a na Klimzowcu rozpoznałem okolicę zaznajomionego sklepu ze sprzętem rowerowym. Jako, że czułem zbliżający się skurcz ścięgna pod kolanem, wpadłem zakupić preparat magnezowy. Łykłem hopsa i pojechaliśmy dalej. Przez Tysiąclecie, obok Dębu i przez rondo dojechaliśmy do centrum. Zjeżdżając na rynek w niedozwolonym miejscu na Korfantego wymusiłem pierwszeństwo na jakimś czarnym samochodzie - po prostu nie zauważyłem go kątem oka. Cudem uniknęliśmy stłuczki. Przez Zawodzie przejechaliśmy na Janów. Wykręcone dopiero 115 minut - jeszcze 45! Jednak Daniel zauważył, że złapał gumę i rozstaliśmy się w okolicach rowerowego. On na nogach doszedł do domu, a ja spokojnie dokręciłem do siebie. Ileż można nakręcić w 126 minut!

Podsumowanie:
Dystans: 46,84km
Średnia Prędkość: 22,0km/h
Maxymalna prędkość: 43,4km/h
Spalone kalorie: 1628
Średnie tętno: 146 BPM (71% max HR)
Maxymalne tętno: 176 BPM (86% max HR)
Czas: 02:06:36

Foty:

Słońce przed wyjazdem...


Chorzowska 50


Katowice wieczorem


Daniel

Wzgórze Św. Doroty + Pyrzowice

Poniedziałek, 26 stycznia 2009 · Komentarze(0)
...i jak się okazało GPS nie zapisał jedynych 51.14km interwałów. Ale zacznijmy od początku.

Około godziny jedenastej zacząłem się wybierać na rower. Plan prosty: kamieniołom w Ymieliniu i Zalew Dziećkowicki (zwany także Ymielińskim). Napisałem do Daniela czy jedzie ze mną. Nie odpisał. W ostatniej chwili napisałem do Błażeja i jak się okazało on też właśnie wybierał się na rower. Plan został zmodyfikowany: Wzgórze Św. Doroty w Będzinie. Jadąc przez Sosnowiec postanowiliśmy zboczyć na DSD. Okazało się, że tam jeszcze się jeździ na nartach w najlepsze. Chwile popatrzeliśmy, parę fotek i w drogę. Jednak naszym oczom ukazał się BALI (!) jeden z trójcy (prawie)świętej który przyjechał sobie poskakać na nartach :P Krótka rozmowa i dalej w stronę zamku. Do tego momentu nie miałem totalnie pary w nogach, a płuca czułem jak worek foliowy: zamiast dostarczać tlenu, dusiły mnie. Na szczęście pod zamkiem przeszło. Znowu chwila przerwy, parę fotek i dalej w stronę Dorotki. Sam podjazd nie był taki okropny jak opowiadał Blazi, ale jednak zmęczył. Parę fotek, chwila przerwy. Wyciąłem mapę. Zapytałem Błażeja - Byłeś kiedyś w Psarach? Odpowiedział, że nie. Tak więc postanowiliśmy pojechać do Psar, a z tamtąd jedyne 7km do Pyrzowic na lotnisko. Nie wzięliśmy jednak poprawki na interwały jakie znajdują się w tamtej okolicy. No ale, twardzi jesteśmy i powiedzieliśmy, że nie popuścimy, a jeżeli już to najwyżej w majty, byle dojechać.
Po pierwszej górce trochę zmiękłem. Druga, miałem głębokie wątpliwości. Trzecia, hmm... Nie pamiętam. Za to czwarta górka dała mi 100% pewności... że powinniśmy wracać do domu. Jednak ambicja nie pozwalała. Parę kilometrów i byliśmy pod lotniskiem z perspektywą powrotu tą samą drogą. Wjechaliśmy na teren GTL, a na płycie pustka. Trudno, teraz nic nie ląduje. Kiedyś jak tu byłem to na tablicach najbliższy przylot był za 8 godzin. Nagle jak nie rykło. Z za terminala wyłoniła się postać Boeinga 737 linii Wizzair. Parę(naście) fotek. Zaraz za Wizirem wylądował mały, najprawdopodobniej czarterowy, "odrzutowiec Cyfrowego Polsatu", nazwany tak przeze mnie przez swoje żółte, regularnie ułożone kropki na czarnym stateczniku pionowym. Na przelotówce zauważyłem przygotowujący się do lądowania samolot Lufthansy, ale czas nie pozwolił nam na niego czekać.
Ruszyliśmy w stronę domu tą samą drogą. Modliłem się, żeby w końcu zobaczyć ogromny budynek firmy "Ligęza", który oznaczał ostatnią górkę. Po ponad pół (no może całej) godzinie pojawił się na horyzoncie skracając moje męki. Dalej przez Psary do Będzina, przez Łagiszę do Centrum. Po raz pierwszy w życiu stanąłem twarzą w twarz z dziwnym tworem jakim jest "rondo" pod zamkiem. Wiedziałem z opowieści, że należy na nim bardzo uważać, żeby się nie pomylić. Tak też zrobiłem, lecz wystarczyła chwila nie uwagi i już wjechałem w zjazd na Czeladź. W ostatnim momencie ocknąłem się i wyjechałem komuś przed kierownice korygując swoje położenie. Potem prawie standardową trasą przez Sosnowiec do domu. Nareszcie. Wyjazd wykończył mnie totalnie - w końcu to pierwszy dłuższy wyjazd w sezonie!

Gdy wszedłem do domu od razu po prysznicu rzuciłem się do kompa pobrać dane z GPS'a i zobaczyć sumę podjazdów oraz profil trasy. Niestety okazało się, że GPS'owi coś się popierniczyło i nie zapisał szczegółów ostatnich 51.14km jazdy, a jedynie dystans, kalorie i tętno. Dobrze, że chociaż tyle. Przez pierwsze pół godziny chciałem go wyrzucić przez okno, ale na szczęście już się uspokoiłem

Mysłowice - Sosnowiec - DSD - Palac Shoena(?) - Bedzin(zamek) - Grodziec (Dorotka) - Psary - Strzyzowice - Gora Siewierska - costam ;d - Nowa Wies - Pyrzowice(lotnisko) - nowa Wies - costam znowu :] - Gora Siewierska - Strzyzowice - Psary - Łagisza - Będzin - Sosnowiec - Mysłowice
[Rozpiska trasy zapożyczona od Blaziego]

Podsumowanie:
Dystans: 71.92km
Średnia Prędkość: 19,5km/h
Maxymalna prędkość: 51,6km/h
Średnie tempo: 3:13/km
Spalone kalorie: 2751
Średnie tętno: 153 BPM (75% max HR)
Maxymalne tętno: 189 BPM (92% max HR)
Łączne przewyższenia: nie ma, GPS padł
Maxymalne nachylenie: nie ma, GPS padł
Czas: 3:41:25

Foty:

Miś sosnowiecki xD


DSD i Blazi


Bali BOSS


Zamek Będzin


Nasze maszyny


Ups? Czyżby sól odcisnęła swoje piętno? To samo było na pedałach
Na szczęście to schodzi (nalot tylko powierzchniowy) - wniosek: myć rower zaraz po przyjeździe!


Kościół Św. Doroty na Wzgórzu Św. Doroty




My i nasze maszyny


Boeing 737 Wizira (jak to mówi mój tata)


Płot na lotnisku Art


"Odrzutowiec Cyfrowego Polsatu" - jakość padła przez megakadrowanie


Brrrrrr....
Ps. Laciu? Co ty tu robisz!?

Po strunę E1 do mojej ukochanej... gitary ;P

Wtorek, 13 stycznia 2009 · Komentarze(0)
Do Szymona po strunę E1 do mojej ukochanej gitary i z powrotem ;]
Ogólnie więcej ubierania się niż jazdy

Podsumowanie:
Dystans: 1,93km
Średnia Prędkość: 21,2km/h
Maxymalna prędkość: 34,7km/h
Średnie tempo: 2:50/km
Spalone kalorie: 102
Średnie tętno: 124 BPM (60% max HR)
Maxymalne tętno: 174 BPM (85% max HR)
Łączne przewyższenia: 57m
Maxymalne nachylenie: 13% / -7%
Czas: 0:05:28