Wpisy archiwalne w kategorii

>100

Dystans całkowity:808.37 km (w terenie 138.00 km; 17.07%)
Czas w ruchu:36:13
Średnia prędkość:22.32 km/h
Maksymalna prędkość:52.20 km/h
Suma podjazdów:837 m
Maks. tętno maksymalne:183 (89 %)
Maks. tętno średnie:156 (76 %)
Suma kalorii:3809 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:115.48 km i 5h 10m
Więcej statystyk

Pierwsza setka - Pszczyna i Bielsko-Biała

Sobota, 21 marca 2009 · Komentarze(2)
O 10 spotkaliśmy się z Tobkiem i Dankiem w okolicach ronda. Przejechaliśmy przez Rymere, Słupną, Brzęczki, Brzezinkę i Kosztowy. Dalej przez Imielin i Chełm Śląski dojechaliśmy do Bierunia. Do tego momentu pogoda była cacy. W Bojszowach zaczął sypać bardzo delikatniutki śnieg. Przez Międzyrzecze i jakieś tam wsie dojechaliśmy wreszcie do Pszczyny. Średnia zabójcza - 26.9km/h. Tutaj zdjęcie i zawał na widok (i dźwięk) motorzysty jadącego na tylnym kole. Chyba przyszpanił specjalnie dla nas xD Chwila narady i ustaliliśmy, że jedziemy do Bielska DK 1. Najgorzej było w miejscach bez pobocza. Tiry przyciskające do granic możliwości, kierowcy trąbiący mimo jazdy po pasie awaryjnym, w końcu błotsko w miejscu gdzie ten pas powinien się znajdować. No ale to wszystko zostało wynagrodzone pięknym widokiem Beskidu wyłaniającym się zza jednego z podjazdów. Dojechaliśmy na dworzec główny w Bielsku całkiem wyjechani - przynajmniej ja. Okazało się, że do Katowic wcale nie jeżdżą tylko dwa pociągi dziennie z przewozem rowerów. Wybraliśmy ten o 16:23. Chwilę pobyliśmy na dworcu, koleś po wypadku próbował nam sprzedać książki... Przez centrum, łamiąc wiele przepisów i czerwonych świateł ruszyliśmy w kierunku Wilkowic. Parę morderczych podjazdów i w końcu dojechaliśmy do domu wujka od Danka. Tam zostaliśmy ugoszczeni z wszystkimi honorami domu. Zjedliśmy żurek, napiliśmy się herbaty, dostaliśmy ziemniaczki z paluszkami rybnymi i kapustą. A to wszystko przy towarzystwie kuzynów Danka i bajce Król Lew. Po prostu, tego sobie nawet nie wyobrażaliśmy. Po około godzinie siedzenia, wyjechaliśmy w kierunku dworca. Szybkim tempem (prawie ciągle z górki) i z bardzo chamskim przejechaniem przez czerwone dojechaliśmy na dworzec. Okazało się, że jesteśmy pół godziny przed czasem! Po 30 minutach naszym oczom ukazał się jeden z paru nowiutkich nabytków śląskich kolei - pociąg FLIRT. Z niedowierzaniem wsiedliśmy do środka, pytając konduktora o miejsca na rowery. Koleś nie wiedział nic na ten temat i powiedział żebyśmy wchodzili, najwyżej będziemy trzymać je w rękach. Jednak później okazało się, że na środku składu znajdują się 3 miejsca rowerowe. Odwiesiliśmy więc sprzęt i zasiedliśmy do rozmowy. Gdy głos miłej pani/pana (nie pamiętam :P) oznajmił zbliżanie się do stacji Katowice Piotrowice szybko zdecydowaliśmy się wysiąść, aby uskutecznić plan dobicia do 100km, co z centrum Katowic wiązało by się ze sztucznym dokręcaniem kółek. Nikt nie wiedział jak dokładnie dojechać do domu, więc puściliśmy się przed siebie. Szybko znaleźliśmy ulicę Kościuszki i nią ruszyliśmy w stronę centrum. W pewnym momencie Danek zapytał "Skręcamy tutaj w prawo? Odkryjemy nowe tereny!", ale mi nie było to na rękę :P Po przejechaniu skrzyżowania przeanalizowałem sytuację i okazało się, że to było nasze skrzyżowanie. Ostry nawrót na dwupasmówce, ze złamaniem przynajmniej parunastu przepisów ruchu drogowego i co się okazuje? Na tej nitce nie ma skrętu w lewo! W ostatnim momencie skręciliśmy w prawo i już nie łamiąc kodeksu przejechaliśmy w stronę trzech górek. Dalej tradycyjną drogą ruszyliśmy w stronę Giszowca i Mysłowic. Przed rondem na Mikołowskiej rozjechaliśmy się ponieważ Danek miał już setkę, a Tobkowi brakowało do niej tyle co mi, ale na kolarce nie mógł dokręcić tą samą trasą co ja. Zrobiłem sztuczny dojazd do działek na Rozalce, wróciłem się na Mikołowską i zjechałem nią na sam dół, podjechałem pod Tesco i ruszyłem do domu. Pod blokiem GPS wskazał 100.7km co przy marginesie jego błędu na tym dystansie, przy tym zachmurzeniu daje jakieś 104km. Nareszcie pierwsza setka w sezonie!

Podsumowanie:
Dystans: 104km
Średnia Prędkość: 25.7km/h
Maxymalna prędkość: 52.2km/h
Średnie tempo: 2:26/km
Spalone kalorie: 3809
Średnie tętno: 156 BPM (76% max HR)
Maxymalne tętno: 183 BPM (89% max HR)
Łączne przewyższenia: 837m
Czas: 04:04:58

Foty:

Informacja dla złodzieja :P Ludzie mają wyobraźnie :D




Ekipa!


Uśmiechy na widok zaśnieżonych Beskidów


Nasze maszynki na dworcu w Bielsku






Szukamy trasy ;D


Szosowy syf


Syf c.d.


Śnieg :O Wszędzie ŚNIEG!!! <panika>


Ekipa od tyłu


Dworzec one more time


Słoneczko wyszło akurat jak my wsiadamy do pociągu :(


FLIRT - full kulturka i w ogóle...


Nawet miejsca na rower są!


Końcówa


Profil trasy

O 7:00 spotkaliśmy się z Danielem

Niedziela, 26 października 2008 · Komentarze(0)
O 7:00 spotkaliśmy się z Danielem pod moim blokiem. Ruszyliśmy w kierunku Bierunia. Potem przez Jedlinę, Wole i Miedźną dojechaliśmy do Pszczyny. Pokręciliśmy chwilę po parku. Zjedliśmy po burgerze i zaczęliśmy wracać do domu. Tym razem przez Bojszowy.

Okropnie zimo, wilgotno i w ogóle męcząco. Ale i tak piękna średnia na długim dystansie. Jestem z siebie dumny ;]

2500km w tym roku pykło ;)

Podsumowanie:
Dystans: 103,7 km
Średnia prędkość: 25,6 km/h
Czas: 41,7 km/h
Czas jazdy: 04:03:00
Czas całk.: 06:20:00

Foty:

Piękna mgła...


Lód osadzający się na wszystkim...


Już zdążyło się roztopić...


To bosko wyglądało, ale aparat nie uchwycił


Pszczyna zdobyta!

Łańcuch, art


Ja i Daniel ;]


Pałac we mgle




Ciekawy budynek - Rynek w Pszczynie

Mazury '08: Wokół "Mazurskiego

Czwartek, 17 lipca 2008 · Komentarze(0)
Mazury '08: Wokół "Mazurskiego morza" - j. Śniardwy

Dom - Szymonka - Woźnice - Pszczółki - Mikołajki - Wierzba (prom) - Siedlisko Konika Polskiego -Onufryjewo - Wejsuny - Końcewo - Niedźwiedzi róg - Karwik - Zdory - Szeroki Ostrów (tutaj popływaliśmy katamaranem po Śniardwach) - Zdory - Kłos - Kwik - Nowe Guty- Okartowo - Wężewo - Tuchlin - Chmielewo - Łuknajno (rezerwat j. Łuknajno) - Woźnice- szymonka - Dom

Długość: 118,4 km
Data startu: 17.07.2008 17:19
Czas jazdy: 05:24:50
Czas całk.: 08:00:00
Prędkość śr.: 21,8 km/h
Prędkość max: 39,9 km/h


Bełdany


Śniardwy


Takim czymś pływaliśmy ;]


Tutaj Śniardwy naprawdę wyglądały jak morze...


Następne żeremie


Boski widok...

Mazury '08: Mamerki

Środa, 16 lipca 2008 · Komentarze(0)
Mazury '08: Mamerki i kanał mazurski.

Dom - St. Rudówka - Monetki - Skop - Szczybały Giżyckie - Sterławki Mł - Bogacko - Kamionki - Doba - Pilwa - Radzieje - b. kwatera gen. Lammersa - Surwile - Silec - Srokowo (kosciol, ratusz, wieza Bismarcka, punkt widokowy) - Leśniewo (śluzy na kanale mazurskim) - Stawki - Przystań - Mamerki (b. kwatera niemieckich wojsk ladowych, cale wnetrza bunkrow, wierza widokowa) - Pniewo - Kamionek - Stawiska - Radzieje - Pilwa - Doba -Kamioki - Guty Piękna Góra - Giżycko - wilkasy - Bogaczewo - Kozin - Prażmowo - Szymonka - Dom

Długość: 130,3 km
Data startu: 15.07.2008 17:09
Czas jazdy: 06:09:36
Czas całk.: 08:00:00
Prędkość śr.: 21,1 km/h
Prędkość max: 47,3 km/h


Jedna z częściej spotykanych na Mazurach nawierzchni. Ten odcinek miał "tylko" 10-15km długości takich kocich łbów. Wyjątkowo bolesne i traumatyczne przeżycie...


Tu było naprawdę stromo. Plus te nieznośne komary...


Wieża Bismarcka w Srokowie


Na drugim planie Mamry


Trawa morska na ścianie bunkra (Mamerki)


Bunkier-gigant wraz z wieżą widokową (Mamerki)


Ciekawy widok, nie ma co (zdjęcie nie było ustawiane!)

Wstałem o 05:00 po całych

Sobota, 28 czerwca 2008 · Komentarze(3)
Wstałem o 05:00 po całych 4 i pół godzinach snu - dzień wcześniej odbyło się ognisko klasowe ;] Do zrobienia było nie wiele - ubrać się, umyć, zjeść coś, przetrzeć rower i zrobić wyjazdowe zakupy. O 05:40 zrobione było już prawie wszystko oprócz zakupów. Nie miałem drobnej kasy więc wziąłem kartę. W sklepie zabrałem 5 snickersów i Jurajską niegazowaną. Razem 10.40zł. Podałem karierce kartę. Wszystko zapowiadało się pięknie, ale w pewnym momencie terminal odmówił posłuszeństwa. Tym sposobem w domu byłem dopiero o 06:35. Zanim wyszedłem z rowerem była już 06:40. Fajnie, właśnie powinienem być na miejscu spotkania, a ja dopiero z domu wychodzę :/
Ze średnią 29.4km/h przejechałem pod Biedronkę na oświęcimskiej. Telefon do Tobka.
- Gdzie jesteś Tobek? - Pod Biedronką! - Tu Cię nie ma! - Podjedź wyżej, trenuje podjazdy.
Podjechałem wyżej, a Tobka nie ma! Znowu dzwonię.
- Gdzie Ty jesteś? - Pod Biedronką! - Ale gdzie? - Na wysokości urzędu miasta...
Wszystko jasne. Ja byłem pod biedronką na oświęcimskiej, on pod urzędem... Dwie różne Biedronki oddalone o kilometr. Ze średnią ~35km/h podjechałem po górkę na Rymerze. Pod tunel i na peron 3. Jest Tobek i jego kumple - Andrzej z Rudy i Robert. Uff... Podjeżdża pociąg. Zdążyłem! Co za szczęście! Jest 06:54. Wagon rowerowy był pełny. Biegiem do pierwszego wagonu - na szczęście kierownik pociągu - stary rowerzysta - pozwolił nam zakotwiczyć u niego :)

Po półtorej godziny byliśmy już na dworcu Kraków Główny. Przejechaliśmy przejściem podziemnym i drogą od Barbakanu przejechaliśmy na Rynek. 30-40km/h na liczniku, wspaniała, prosta kostka brukowa. Widać kawałek mokrej kostki o długości 200-300m. Trudno, jakoś przejedziemy. Po wjeździe na tą "mokrą" kostkę nagle zobaczyłem, że Andrzej jedzie na rowerze, ale bokiem... Po chwili przerzuciło go na drugi bok, a potem na ziemie. Przez parę metrów jechał pod rowerem po drodze. Cudem wyhamowałem. Zszedłem z roweru i ku mojemu zdumieniu, prawie przewróciłem się przez poślizgnięcie się na kostce! Okazało się, że kostka nie była mokra, lecz, że jest to jakiś olej. Przez to kostka była bardziej śliska niż tafla lodowiska. Dosłownie! Andrzej podniósł się z ziemi. Z powodu śliskości nawierzchni nie doznał nawet zadrapania. Wyciągnął z kieszeni telefon. Z tyłu wgnieciona klapka - da się przeżyć. Odwrócił telefon na drugą stronę. Obudowa nawet nie pękła. Jednak po "wzbudzeniu" telefonu, naszym oczom ukazał się wyświetlacz pęknięty w parudziesięciu miejscach. Pięknie - prawie nowy telefon i wyświetlacz do wymiany... Zadzwoniliśmy po straż miejską . Przyjechali po 5-10 minutach. Wezwali straż pożarną, żeby ci usunęli plamę oleju z jezdni. Nam powiedzieli, że zdarzenie możemy zgłosić na policję - oni nic nie mogą zrobić. Pojechaliśmy na rynek na komisariat. Ja z Tobkiem zostaliśmy na zewnątrz pilnować rowerów. Po paru minutach kumple wyszli - z kwitkiem. Polskie prawo nie przewiduje żadnych możliwości pomocy poszkodowanym w takich wypadkach. Pięknie!
Przejechaliśmy na Bulwary Wiślane. Potem przez ponad 3 godziny krążyliśmy na trasie Wawel - Rynek w przeróżnych konfiguracjach. Później przejechaliśmy na błonia i kopiec Kościuszki. Znowu powrót na Wawel. Posiłek i poszukiwanie tanich suwenirów. O 13 zaczęliśmy wracać do domu drogą 780. Co to był za powrót... Okropny wiatr + interwały! I tak przez 80km. Można się było zajechać. Dobrze, że było nas 4 i mogliśmy się ciągle zmieniać na prowadzeniu.
Wiatr był taki mocny, że jadąc z górki powyżej 35km/h po prostu hamował. Osiągnąć 45km/h nawet przy maksymalnym pochyleniu było cudem...
Około 17:45 byliśmy w domu.

Podsumowując: piękny wyjazd pełen emocji. Trzeba kiedyś go powtórzyć, ale już bez zbędnych emocji i wypadków, oraz w bezwietrzną pogodę.

Podsumowanie:
Dystans: 113,1km
Średnia Prędkość: 20,08km/h
Maxymalna prędkość: 68,5km/h ( zjazd z kopca Kościuszki :)
Czas: 05:38:00

Podsumowanie (na odcinku Kraków - Mysłowice)
Dystans: 75,3km
Średnia Prędkość: 22,9km/h
Maxymalna prędkość: 56,5km/h
Czas: 03:16:48

Foty:

Tadeusz Kościuszko na Wawelu


Wawel (katedra)


Ciekawy kościół


Prowadzimy rowery bo nie można jechać (w oddali zakaz jazdu - nie dotyczy rowerów :D)


Ja przy bolidzie Kubicy :)


Oczywiście atrapa


Wierza Mariacka


Teatr im. Juliusza Słowackiego


Kopiec Kościuszki


Właściciel słodko śpi, a jego wierny piesek pilnuje (Błonia)


Opalenizna typu Euro 2008 (Polska, biało-czerwoni!)

O godzinie 09:50 byłem

Sobota, 17 maja 2008 · Komentarze(2)
O godzinie 09:50 byłem już pod blokiem Tobka. Przez parking koło hali przejechaliśmy pod szkołę. Chwila przerwy i oczekiwanie na resztę uczestników rajdu rowerowego nad Pogorię IV.
Do samej Pogorii III wlekliśmy się tempem 18km/h. Wszystko przez ogon jaki robiły nam nauczycielki xD No, ale trzeba się dostosować do najwolniejszych. Po drodze wstąpiliśmy do Pałacu Schoen`a w Sosnowcu gdzie znajdowało się wiele wspaniałych pokazów fizycznych i nie wiadomo dlaczego dawne kuchnie.
Nad Pogorią III zrobiliśmy parę zdjęć, zjedliśmy coś i odłączyliśmy się od grupy. Przejechaliśmy kawałek wspaniałymi ścieżkami obok Pogorii IV (około 40km/h po prostej drodze). Po jakichś 2km naszym oczom ukazała się droga krajowa nr 1. Stanęliśmy przed wyzwaniem przebycia tej drogi. Na szczęście było też przejście dla pieszych więc jakoś dało radę. Mimo to adrenalina dość podskoczyła w momencie kiedy samochody tak niebezpiecznie się do nas zbliżały :D
Wjechaliśmy do wsi Ujejsce. Tutaj zaczęły się podjazdy, które męczyły nas praktycznie do końca. Dodatkowo wyczerpanie potęgowała wilgotność względna powietrza na poziomie 85-95% oraz średnia temperatura 25°C w cieniu. Szczerze mówiąc niewiele pamiętam co się działo od tego momentu. Jedyna co bardzo mocno zapamiętałem to okropne podjazdy w dużych ilościach oraz wieś Wysoka, która idealnie określała swoje położenie. Ale w końcu dojechaliśmy do Łaz - miejsca w którym rozpoczynał się nasz szlak.
Szklak zaczynał się przy dworcu PKP. Przejechaliśmy przez centrum Łaz i ruszyliśmy w stronę Głazówki. Dalej przez Niegowonice i Niegowoniczki do Skałbani (ciekawa nazwa :D). Ciągle pod górkę, jeżeli już prosto, to po kamieniach. W końcu dojechaliśmy do Chcechła. Podjechaliśmy do bunkra w Chechle - punktu obserwacyjnego z czasów II wojny światowej. Krótka przerwa i odpoczynek na dachu bunkra. Wyruszając w drogę powrotną miałem nadzieję, że skoro tyle podjeżdżaliśmy, to teraz będziemy mieli same zjazdy. Ale pomyliłem się. Znowu podjazdy, podjazdy, podjazdy. Na szczęście gdy już dojechaliśmy do Łaz, Tobek wpadł na pomysł, żeby nie jechać przez Zagórze, lecz tak jak przyjechaliśmy - przez Pogorię. To był trafny wybór. Mijając Hutę Katowice mieliśmy okazję podziwiać wspaniałą burzę która rozpętała się nad jej kominami. Gdy dojeżdżaliśmy do Pogorii IV burza była już niebezpiecznie blisko nas. Postanowiliśmy uciec przed nią do baru nad Pogorią III. Ciekawie wyglądało, jak wszyscy uciekali znad Pogorii IV, a my jako jedyni jechaliśmy w drugą stronę z zawrotną prędkością :D
Na zakręcie doszło do niegroźnej czołówki między mną, a jakimś kolesiem który wyjechał wprost z za krzaków. Jakieś 50 metrów dalej, przez to, że musiałem uciec przed dzieciakiem, który wjechał mi pod koła, Tobek zaliczył niezłe salto. Ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Mimo, że byliśmy już całkowicie wykończeni, daliśmy z siebie wszystko i zanim burza do nas doszła, my już siedzieliśmy pod parasolem barowym. Zamówiliśmy sobie jedzenie i czekaliśmy, aż deszcz przejdzie. Na szczęście nie trwało to zbyt długo.
Niestety po opadach temperatura powietrza spadła dość mocno, co nie działało dobrze na nasze już wychłodzone i wyczerpane organizmy. Założyliśmy deszczówki, aby nie tracić temperatury. W parku sieleckim pod koła Tobka wleciał pies. Na szczęście nikt nie odniósł obrażeń. Wkrótce dojechaliśmy do domu. Nareszcie.

Podsumowanie:
Dystans: 113,8km
Średnia Prędkość: 21,61km/h
Maxymalna prędkość: 63,7km/h
Czas: 5:16:00
Czas rzeczywisty: ok. 9 godzin

Zdjęcia:

W drodze nad Pogorię (foto Tobek)


Nad Pogorią III


Potwór z loch ness (a raczej z Pogoria Ness. Wymiary to około metr długości na 30cm szerokości)


Pogoria IV (Kuźnica Warężyńska)


Cementownia w Wysokiej


Początek szlaku


Pomnik na szlaku


Pięknie to wygląda :)


Którą drogę wybrać??


Pole mniszków lekarskich przy bunkrze w Chechle


Piasek na pustyni


Pustynia Błędowska


Huta Katowice i burza


Deszcz nad Pogorią III

O godzinie 9:00 podjechałem

Sobota, 5 kwietnia 2008 · Komentarze(7)
O godzinie 9:00 podjechałem na pobliskiego SHEL'a. Tam czekali już na mnie Blazi i Marek. Po krótkiej chwili dojechał Tobek. Jadąc pod prąd przedostaliśmy się na naszą drogę. Od razu wbiliśmy tempo ~23-24km/h. W tym tempie szybciutko (bo już po godzinie i paru minutach) dojechaliśmy do Oświęcimia. Tutaj zarządziliśmy krótki postój.


Nasza wesoła ekipa na postoju (Marek nie zmieścił się w kadrze. Ja zresztą też :D)

Przejechaliśmy przez Oświęcim i tym samym równym tempem udaliśmy się najpierw na Kęty drogą 948, lecz po paru kilometrach i dość sporym podjeździe, odbiliśmy na Osiek. Tutaj zaczęła się masakra. Dziurawa droga i interwały góra-dół z przewyższeniami 20-30 metrów. Tak przez jakieś 15km... Przez to pojawiły się częstsze przerwy.


Znowu postój ;)

Po przejeździe przez O!sit! (osiek) udaliśmy się na Wieprz. Oczywiście Wieprz powitał nas jednym ale tak jeb... dużym podjazdem, że się odechciewało jechać.


Podjazd przed Wieprzem

Po paru kilometrach dojechaliśmy wreszcie do upragnionego Andrychowa. Tutaj zarządziliśmy mały postój. A raczej stwierdziliśmy, że postój będzie dopiero przed podjazdem, ale zaraz potem zasiedliśmy na poboczu delektując się batonikami.


Już blisko celu!


Ja też tam byłem

W Andrychowie krótkie zakupy wody i małe zagubienie się z powodu braku oznaczeń, ale już za chwile podjeżdżaliśmy pod jakąś górkę.


"Eksponat" parku miejskiego w Andrychowie


Widok z "górki pośredniej"


Widok na Wapienice

Już za chwile podchodziliśmy pod Wapienice. Tak, podchodziliśmy! Jechać się na dało po prostu...



Parę minut i byliśmy na szczycie Wapienicy. Posiłek, parę fot i do domu ;( Żal wyjeżdżać



Zjeżdżając urządziliśmy sobie wspaniały Downhill. Tutaj też posypało się parę wspaniałych fotek.


Blazi szarżuje


Samolot w centrum Andrychowa

Teraz przez Wieprz i Osiek wracaliśmy do domu. Trzeba przyznać, że Osiek w wersji REVERSE jest dużo przyjemniejszy. Dalej Oświęcim i do domu...


Wspaniały kwiatek na trasie


Miłośnicy trochę wyżej oktanowych dwóch kółek ;D

Parę postojów i nareszcie w domku. Teraz tylko kąpiel i wyjazd będzie uznany za wspaniały ;)

Podsumowanie:
Dystans: 125,07km
Średnia Prędkość: 22,14km/h
Maxymalna prędkość: 60,0km/h
Czas: 5:39:37