Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa

Dystans całkowity:1749.23 km (w terenie 423.30 km; 24.20%)
Czas w ruchu:82:19
Średnia prędkość:21.25 km/h
Maksymalna prędkość:52.20 km/h
Suma podjazdów:839 m
Maks. tętno maksymalne:189 (92 %)
Maks. tętno średnie:156 (76 %)
Suma kalorii:6560 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:76.05 km i 3h 34m
Więcej statystyk

Wstałem o 05:00 po całych

Sobota, 28 czerwca 2008 · Komentarze(3)
Wstałem o 05:00 po całych 4 i pół godzinach snu - dzień wcześniej odbyło się ognisko klasowe ;] Do zrobienia było nie wiele - ubrać się, umyć, zjeść coś, przetrzeć rower i zrobić wyjazdowe zakupy. O 05:40 zrobione było już prawie wszystko oprócz zakupów. Nie miałem drobnej kasy więc wziąłem kartę. W sklepie zabrałem 5 snickersów i Jurajską niegazowaną. Razem 10.40zł. Podałem karierce kartę. Wszystko zapowiadało się pięknie, ale w pewnym momencie terminal odmówił posłuszeństwa. Tym sposobem w domu byłem dopiero o 06:35. Zanim wyszedłem z rowerem była już 06:40. Fajnie, właśnie powinienem być na miejscu spotkania, a ja dopiero z domu wychodzę :/
Ze średnią 29.4km/h przejechałem pod Biedronkę na oświęcimskiej. Telefon do Tobka.
- Gdzie jesteś Tobek? - Pod Biedronką! - Tu Cię nie ma! - Podjedź wyżej, trenuje podjazdy.
Podjechałem wyżej, a Tobka nie ma! Znowu dzwonię.
- Gdzie Ty jesteś? - Pod Biedronką! - Ale gdzie? - Na wysokości urzędu miasta...
Wszystko jasne. Ja byłem pod biedronką na oświęcimskiej, on pod urzędem... Dwie różne Biedronki oddalone o kilometr. Ze średnią ~35km/h podjechałem po górkę na Rymerze. Pod tunel i na peron 3. Jest Tobek i jego kumple - Andrzej z Rudy i Robert. Uff... Podjeżdża pociąg. Zdążyłem! Co za szczęście! Jest 06:54. Wagon rowerowy był pełny. Biegiem do pierwszego wagonu - na szczęście kierownik pociągu - stary rowerzysta - pozwolił nam zakotwiczyć u niego :)

Po półtorej godziny byliśmy już na dworcu Kraków Główny. Przejechaliśmy przejściem podziemnym i drogą od Barbakanu przejechaliśmy na Rynek. 30-40km/h na liczniku, wspaniała, prosta kostka brukowa. Widać kawałek mokrej kostki o długości 200-300m. Trudno, jakoś przejedziemy. Po wjeździe na tą "mokrą" kostkę nagle zobaczyłem, że Andrzej jedzie na rowerze, ale bokiem... Po chwili przerzuciło go na drugi bok, a potem na ziemie. Przez parę metrów jechał pod rowerem po drodze. Cudem wyhamowałem. Zszedłem z roweru i ku mojemu zdumieniu, prawie przewróciłem się przez poślizgnięcie się na kostce! Okazało się, że kostka nie była mokra, lecz, że jest to jakiś olej. Przez to kostka była bardziej śliska niż tafla lodowiska. Dosłownie! Andrzej podniósł się z ziemi. Z powodu śliskości nawierzchni nie doznał nawet zadrapania. Wyciągnął z kieszeni telefon. Z tyłu wgnieciona klapka - da się przeżyć. Odwrócił telefon na drugą stronę. Obudowa nawet nie pękła. Jednak po "wzbudzeniu" telefonu, naszym oczom ukazał się wyświetlacz pęknięty w parudziesięciu miejscach. Pięknie - prawie nowy telefon i wyświetlacz do wymiany... Zadzwoniliśmy po straż miejską . Przyjechali po 5-10 minutach. Wezwali straż pożarną, żeby ci usunęli plamę oleju z jezdni. Nam powiedzieli, że zdarzenie możemy zgłosić na policję - oni nic nie mogą zrobić. Pojechaliśmy na rynek na komisariat. Ja z Tobkiem zostaliśmy na zewnątrz pilnować rowerów. Po paru minutach kumple wyszli - z kwitkiem. Polskie prawo nie przewiduje żadnych możliwości pomocy poszkodowanym w takich wypadkach. Pięknie!
Przejechaliśmy na Bulwary Wiślane. Potem przez ponad 3 godziny krążyliśmy na trasie Wawel - Rynek w przeróżnych konfiguracjach. Później przejechaliśmy na błonia i kopiec Kościuszki. Znowu powrót na Wawel. Posiłek i poszukiwanie tanich suwenirów. O 13 zaczęliśmy wracać do domu drogą 780. Co to był za powrót... Okropny wiatr + interwały! I tak przez 80km. Można się było zajechać. Dobrze, że było nas 4 i mogliśmy się ciągle zmieniać na prowadzeniu.
Wiatr był taki mocny, że jadąc z górki powyżej 35km/h po prostu hamował. Osiągnąć 45km/h nawet przy maksymalnym pochyleniu było cudem...
Około 17:45 byliśmy w domu.

Podsumowując: piękny wyjazd pełen emocji. Trzeba kiedyś go powtórzyć, ale już bez zbędnych emocji i wypadków, oraz w bezwietrzną pogodę.

Podsumowanie:
Dystans: 113,1km
Średnia Prędkość: 20,08km/h
Maxymalna prędkość: 68,5km/h ( zjazd z kopca Kościuszki :)
Czas: 05:38:00

Podsumowanie (na odcinku Kraków - Mysłowice)
Dystans: 75,3km
Średnia Prędkość: 22,9km/h
Maxymalna prędkość: 56,5km/h
Czas: 03:16:48

Foty:

Tadeusz Kościuszko na Wawelu


Wawel (katedra)


Ciekawy kościół


Prowadzimy rowery bo nie można jechać (w oddali zakaz jazdu - nie dotyczy rowerów :D)


Ja przy bolidzie Kubicy :)


Oczywiście atrapa


Wierza Mariacka


Teatr im. Juliusza Słowackiego


Kopiec Kościuszki


Właściciel słodko śpi, a jego wierny piesek pilnuje (Błonia)


Opalenizna typu Euro 2008 (Polska, biało-czerwoni!)

O 8:00 byłem pod szkołą.

Poniedziałek, 23 czerwca 2008 · Komentarze(1)
O 8:00 byłem pod szkołą. Czekał tam już Marek, Artur i Boczek. Po paru minutach przyjechał Świerzak. Ruszyliśmy. Na krótko. U Boczka poszła dętka na start. Pojechaliśmy na Shell'a. Okazało się, że Boczek ma całkiem łysą oponę i nie posiada tylnego hamulca - w takim stanie nie mógł z nami jechać. Poszedł do domu, a razem z nim Świerzak.
Znowu wystartowaliśmy. Tempem ~25km/h udawaliśmy się w kierunku Oświęcimia. Po Godzinie i paru minutach byliśmy już w mieście. Schowaliśmy się przed deszczem na przystanku. Zapytaliśmy o drogę do obozu jakąś przypadkową kobietę. Nagle z mikrobusu wysiadł, a raczej wypadł, całkiem pijany koleś. I pyta nas "Który chce w ryj?". My w śmiech - kto tu komu może dać w ryj :D Odpowiadamy
- Nikt
- Tak też myślałem. A teraz na poważnie... kto chce w ryj?
Znowu śmiech. Pokazujemy na jakichś pakerów idących drugą stroną drogi
- Oni chcą...
Koleś ochłonął. Zbrojek nie wiadomo po co zapytał go o drogę do obozu. Tłumaczył nam to bite 5 minut. A i tak gdyby jechać za jego wskazówkami wylądowalibyśmy chyba znowu w Bieruniu xD
Po paru minutach byliśmy już w obozie. Usiedliśmy na ławce i posililiśmy się batonikami. Nie mieliśmy zamiaru wchodzić do muzeum, ale jak powiedziałem, że wejście jest za free to wszystkim się zachciało :D Dzięki uprzejmości ciecia parkingowego mogliśmy bezpiecznie pozostawić nasze maszyny przy jego stróżówce. Wyruszyliśmy na zwiedzanie. Nie wchodziliśmy do baraku (no może poza Italią) i po pół godziny wyszliśmy z obozu. Jeszcze parę minut siedzieliśmy na ławce po czym ruszyliśmy do domu.
Przy podjeździe na most (dość stromym podjeździe) wszystkim włączyła się ambicja wyprzedzenia autobusu. Udało się - 40km/h przez 200m pod ostrą górę. Kierowcy za nami oczy wychodziły z orbit, bo on ledwo wyciskał swoim maluszkiem, a my ciągnęliśmy szybciej od niego :D
Dalej już szybko w stronę Mysłowic z wieloma postojami - temperatura + wiatr skutecznie męczyły organizm. Na Brzezince Zbrojek i Tabek pojechali w stronę Jaworzna żeby dobić sobie kilometrów, a ja pojechałem prosto do domu. Na odcinku Brzezinka -> Centrum (do świateł przy Kauflandzie) byłem szybszy niż autobus 66 :D Nawet nie wiecie jaką to daje satysfakcję, jak masz taką świadomość. Autobus ostatecznie minął mnie na w.w. światłach, gdy już skręcałem do domu ;)
I znowu piękna średnia. Chociaż w domu zgon totalny!

Podsumowanie
Dystans: 60,1km
Średnia Prędkość: 25,1km/h
Maxymalna prędkość: 44,7km/h
Czas: 2:24:59

Zdjęcia:

Hałdy w Bieruniu


Od lewej - Ja, Zbrojek, Tabek


Auschwitz


My przed blokiem nr20


Ściana Straceń

Wczoraj po szkole wybrałem

Czwartek, 29 maja 2008 · Komentarze(1)
Wczoraj po szkole wybrałem się na przejażdżkę rowerową. Plan: powyżej 50km, a najlepiej około 120km żeby pękło 1000km na Kross'ie A2.

Na czternastym kilometrze, w lesie Murckowskim, jadąc wśród traw o wysokości pół metra rozlewających się na każdą stronę (piękne miejsce, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem, nawet na zdjęciach) stało się... coś.
Nagle dźwięk ucichł, obraz spowolnił, poczułem okropny ból, a jednocześnie brak grawitacji. W mgnieniu oka znalazłem się na ziemi i wiedziałem tylko, że zaraz przygniecie mnie rower. Uświadomiłem sobie, że z jakiegoś bliżej nieokreślonego właśnie przeleciałem przez kierownice. Zgodnie z przewidywaniami po sekundach poczułem na plecach zgniatającą kupę złomu - oto przyleciał mój sprzęt. Pozbierałem się i zacząłem szukać przyczyny wypadku. Moim oczom ukazał się niewinny 20-to centymetrowy konar wystający z ziemi i zakryty tą piękną trawą - sprawca znaleziony. Zacząłem szacować straty: rozcięte udo - wynik zahaczenia o pedały, ale od tego się nie umiera; koło całe - chwała Bogu, mam na czym dojechać do domu. I co? I tyle? Zacząłem zbierać rower. Przy podnoszeniu Kross'ika poczułem okropny ból prawego kciuka. Ychy - to nie mogły być wszystkie straty. Jadąc w kierunku Kostuchny myślałem, że gdy tylko znajdę jakąś cywilizację, to zadzwonię po tatę, żeby mnie odwiózł do domu - ból nie pozwalał na hamowanie ani na zmianę przerzutek. Przy każdej nierówności wyłem z bólu. Jednak robiło mi się coraz lepiej. Postanowiłem, że jadę dalej.

Jadąc przez Podlesie dojechałem do Tychów-Wilkowyj. Szybkim tempem znalazłem się przy stacji PKP Tychy Miasto. Czekał mnie przejazd przez centrum Tychów. Bałem się, że będzie to masakra. Ale było lepiej niż się spodziewałem. Poza dużą ilością świateł, wszędzie były ścieżki rowerowe - wg. mojego rankingu `miast przyjaznych rowerzyście` Tychy narazie są na pierwszym miejscu, a przynajmniej centrum. Gdy wyjechałem z miasta zacząłem poszukiwania bunkrów obszaru warownego "Śląsk". Godzinę kluczyłem po lesie szukając bunkrów i nie znalazłem nic. Czas mnie śpieszył, więc odjechałem z kwitkiem - no trudno, wyjazd można zaliczyć jako 4-ro godzinną przejażdżkę :D

Przejechałem około 35km drogi powrotnej i dotarłem do domu. Nareszcie. 4 godziny jazdy ze średnią 21km/h bez żadnego konkretnego odpoczynku - to szczyt moich możliwości.

Ps. Gdy obudziłem się dziś rano, myślałem, że zemdleje z bólu - palec chyba jest złamany. Co za pech ;/ Zobaczymy co powie chirurg.

[edit]
Dziś byłem u chirurga - wyrok: 2 tygodnie w zawieszeniu dla palca. Kość mocno stłuczona. Zapowiadają się 2 tygodnie bez rowerka :(

Podsumowanie
Dystans: 83,4km
Średnia Prędkość: 21km/h
Maxymalna prędkość: 40,4km/h
Czas: 3:56:53
Czas rzeczywisty: ok. 4 godzin

Foty:

Widok ze wzgórza w Starej Wesołej


Piękne widoki Katowic - Podlesia


Tychy - Wilkowyje

O godzinie 09:50 byłem

Sobota, 17 maja 2008 · Komentarze(2)
O godzinie 09:50 byłem już pod blokiem Tobka. Przez parking koło hali przejechaliśmy pod szkołę. Chwila przerwy i oczekiwanie na resztę uczestników rajdu rowerowego nad Pogorię IV.
Do samej Pogorii III wlekliśmy się tempem 18km/h. Wszystko przez ogon jaki robiły nam nauczycielki xD No, ale trzeba się dostosować do najwolniejszych. Po drodze wstąpiliśmy do Pałacu Schoen`a w Sosnowcu gdzie znajdowało się wiele wspaniałych pokazów fizycznych i nie wiadomo dlaczego dawne kuchnie.
Nad Pogorią III zrobiliśmy parę zdjęć, zjedliśmy coś i odłączyliśmy się od grupy. Przejechaliśmy kawałek wspaniałymi ścieżkami obok Pogorii IV (około 40km/h po prostej drodze). Po jakichś 2km naszym oczom ukazała się droga krajowa nr 1. Stanęliśmy przed wyzwaniem przebycia tej drogi. Na szczęście było też przejście dla pieszych więc jakoś dało radę. Mimo to adrenalina dość podskoczyła w momencie kiedy samochody tak niebezpiecznie się do nas zbliżały :D
Wjechaliśmy do wsi Ujejsce. Tutaj zaczęły się podjazdy, które męczyły nas praktycznie do końca. Dodatkowo wyczerpanie potęgowała wilgotność względna powietrza na poziomie 85-95% oraz średnia temperatura 25°C w cieniu. Szczerze mówiąc niewiele pamiętam co się działo od tego momentu. Jedyna co bardzo mocno zapamiętałem to okropne podjazdy w dużych ilościach oraz wieś Wysoka, która idealnie określała swoje położenie. Ale w końcu dojechaliśmy do Łaz - miejsca w którym rozpoczynał się nasz szlak.
Szklak zaczynał się przy dworcu PKP. Przejechaliśmy przez centrum Łaz i ruszyliśmy w stronę Głazówki. Dalej przez Niegowonice i Niegowoniczki do Skałbani (ciekawa nazwa :D). Ciągle pod górkę, jeżeli już prosto, to po kamieniach. W końcu dojechaliśmy do Chcechła. Podjechaliśmy do bunkra w Chechle - punktu obserwacyjnego z czasów II wojny światowej. Krótka przerwa i odpoczynek na dachu bunkra. Wyruszając w drogę powrotną miałem nadzieję, że skoro tyle podjeżdżaliśmy, to teraz będziemy mieli same zjazdy. Ale pomyliłem się. Znowu podjazdy, podjazdy, podjazdy. Na szczęście gdy już dojechaliśmy do Łaz, Tobek wpadł na pomysł, żeby nie jechać przez Zagórze, lecz tak jak przyjechaliśmy - przez Pogorię. To był trafny wybór. Mijając Hutę Katowice mieliśmy okazję podziwiać wspaniałą burzę która rozpętała się nad jej kominami. Gdy dojeżdżaliśmy do Pogorii IV burza była już niebezpiecznie blisko nas. Postanowiliśmy uciec przed nią do baru nad Pogorią III. Ciekawie wyglądało, jak wszyscy uciekali znad Pogorii IV, a my jako jedyni jechaliśmy w drugą stronę z zawrotną prędkością :D
Na zakręcie doszło do niegroźnej czołówki między mną, a jakimś kolesiem który wyjechał wprost z za krzaków. Jakieś 50 metrów dalej, przez to, że musiałem uciec przed dzieciakiem, który wjechał mi pod koła, Tobek zaliczył niezłe salto. Ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Mimo, że byliśmy już całkowicie wykończeni, daliśmy z siebie wszystko i zanim burza do nas doszła, my już siedzieliśmy pod parasolem barowym. Zamówiliśmy sobie jedzenie i czekaliśmy, aż deszcz przejdzie. Na szczęście nie trwało to zbyt długo.
Niestety po opadach temperatura powietrza spadła dość mocno, co nie działało dobrze na nasze już wychłodzone i wyczerpane organizmy. Założyliśmy deszczówki, aby nie tracić temperatury. W parku sieleckim pod koła Tobka wleciał pies. Na szczęście nikt nie odniósł obrażeń. Wkrótce dojechaliśmy do domu. Nareszcie.

Podsumowanie:
Dystans: 113,8km
Średnia Prędkość: 21,61km/h
Maxymalna prędkość: 63,7km/h
Czas: 5:16:00
Czas rzeczywisty: ok. 9 godzin

Zdjęcia:

W drodze nad Pogorię (foto Tobek)


Nad Pogorią III


Potwór z loch ness (a raczej z Pogoria Ness. Wymiary to około metr długości na 30cm szerokości)


Pogoria IV (Kuźnica Warężyńska)


Cementownia w Wysokiej


Początek szlaku


Pomnik na szlaku


Pięknie to wygląda :)


Którą drogę wybrać??


Pole mniszków lekarskich przy bunkrze w Chechle


Piasek na pustyni


Pustynia Błędowska


Huta Katowice i burza


Deszcz nad Pogorią III

O godzinie 9:00 Blazi

Niedziela, 11 maja 2008 · Komentarze(3)
O godzinie 9:00 Blazi i Tobiasz byli już na Shell'u. Ja dotarłem do nich dopiero parę minut później. Po małych zakupach wyruszyliśmy w stronę Jaworzna. Szybki przejazd i już byliśmy w Szczakowej. Tutaj niestety zaczęły się okropne podjazdy. Jednak dzielnie przebyliśmy ten niemiły odcinek. Za Szczakową rozpoczęła się długa (10km), prosta i według niektórych nudna (według mnie bardzo dobra) droga do Bukowna. W jej połowie, zaraz przy moście nad rzeką płynącą wspaniałymi meandrami wśród piaszczystych wzgórz, zatrzymaliśmy się na pierwszy postój. Batonik, kanapka, zdjęcie i już jechaliśmy dalej. Najbardziej zdziwił nas widok dziadka na składaku który jechał równo z rowerzystą na kolarce :D Przejechaliśmy przez Bukowno i wjechaliśmy wreszcie na niebieski jurajski szlak rowerowy - wokół Olkusza. Tutaj zaczęły się piaszczyste, leśne drogi, tak bardzo charakterystyczne dla jury. Niestety był pewien odcinek na którym ktoś postanowił wysypać dość gruboziarnisty tłuczeń (prawie taki jak na torach kolejowych). Ale koniec tego kawałka wynagrodził nam wspaniały widok uprawy leśnej w miejscu wyrobiska piasku.
Wjechaliśmy do Olkusza. Musieliśmy się przebić przez ścisłe centrum, wraz z rynkiem i okolicami kościoła do którego `watahami` gnały pierwszo-komunijne dzieci w szatach liturgicznych. Ale jakoś dało radę. Wjechaliśmy w dość ciekawy las iglasty, rosnący na samym skraju dwóch osiedli mieszkaniowych. Następnie przez parę pomniejszych wiosek (takich jak Witeradów, czy Zabrzegi) dojechaliśmy do wsi Osiek. Po ostatnim wypadzie do Andrychowa miałem już ustosunkowaną opinie na temat wszystkich miejsc nazwanych tym mianem (dla niewtajemniczonych - mieścinka Osiek na trasie Oświęcim - Osiek - Wieprz - Andrychów to około 15 kilometrów przewyższeń interwałowych rzędu 20-50m). I znowu wspaniała nazwa mnie nie zawiodła. Gdy po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej przez Osiek, naszym oczom ukazał się najwyższy podjazd asfaltowy jaki miałem (nie)przyjemność oglądać w moim życiu. Miał lekko 75m różnicy poziomów. Chwała Bogu, że bezpośrednio przed nim znajdował się ogromny zjazd który pozwolił na rozpędzenie się do 55.8km/h, co dało dobrą bazę do pokonania 1/4 podjazdu bez kręcenia korbą. Jak to bywa z takim podjazdami, zaraz zanim znajdował się piękny downhillowy zjazd, który pozwolił zapomnieć o trudach ostatnich paru minut.
Za Osiekiem wjechaliśmy znowu w las, gdzie ilość piasku pod kołami doprowadzała nas do szału. W pewnym momencie zaliczyłem poślizg podczas hamowania na przednim kole (!), tylko dzięki warstwie mineralnych ziarenek. Niestety, słoneczne dotąd niebo zaczęło się dość porządnie chmurzyć. Po paru minutach już staliśmy pod drzewem w poszukiwaniu schronienia przed deszczem. Mimo, że od początku sezonu zawsze woziłem ze sobą deszczówkę, to dziś rano, gdy zobaczyłem pogodę za oknem stwierdziłem, że dziś na pewno mi się ona nie przyda. Tak więc patrzałem z zazdrością na Tobka i Blaziego, jak chronią się pod swoimi deszczówkami. Bardziej od deszczu przeszkadzał mi jednak przenikliwy chłód potęgowany wilgotnym ubraniem i brakiem ruchu. Ktoś wpadł na genialny pomysł, aby przejechać kawałek w deszczu, aby się trochę rozgrzać. Tak też zrobiliśmy, doprowadzając nasze rowery do stanu agonii. Gdyby nie szybka `pierwsza pomoc przed medyczna` udzielona zaraz po skończeniu się deszczu na śródleśnej polanie, to do domu byśmy chyba nie dojechali. Mieszanina jurajskiego piasku i wody dokładnie spenetrowała i obkleiła każdą część napędu i układu hamowania. Zaczęliśmy więc wielkie mycie.
Po wcześniejszym umyciu się w kałuży, z o dziwo dość ciepłą wodą, zaczęliśmy narzekać na brud na naszych rowerach. Tobiasz wpadł na genialny pomysł napełnienia bidonów wodą z kałuży i opłukaniu rowerów. Blazi udoskonalił wizję Tobiasza proponując zamiast bidonów użyć butelki i inne pojemniki pozostawione w lesie przez amatorów leśnego wypoczynku. Nigdy nie myślałem, że będę się tak cieszył na widok półlitrowej butelki plastikowej, wyrzuconej w krzaki. A jednak. Używając wody z kałuży dokładnie umyliśmy każdą część rowerów i ruszyliśmy w dalszą drogę z wizją konieczności wymiany supportu, kasety i przerzutek Shimano (w wersji Alivio i Deore...) Na szczęście już po chwili okazało się, że nasze obawy są przesadzone: napęd nie hałasował, w zasadzie, więcej niż powinien. Odetchnęliśmy z ulgą i ze średnią prędkością 15km/h dojechaliśmy do końca lasu. Wjechaliśmy na drogę która doprowadziła nas do samego Bukowna. Na niebie pojawiły się czarne chmury, ale stwierdziliśmy, że skoro nie ma piasku to możemy jechać, a może nawet wyprzedzimy chmurę. Z prędkością 27-30km/h przejechaliśmy 10km`owy odcinek z Bukowna do Jaworzna, ciągle pokropywani przez deszcz. Dalej to już tylko przejazd przez Jaworzno (dwa złamane zakazy poruszania się na rowerach i taksówkarz krzyczący <<Tu na rowerach kur** nie wolno!>>), Sosnowiec i już byliśmy w domu. Piękny wyjazd pełen przygód :)


Tu rozpoczyna się szlak


Uprawa leśna w wyrobisku piasku


Rynek w Olkuszu


Nasz szlak


JB`08 - Atak mokrych klonów :D


To wszystko tłumaczy...


`Twój stary pierze w rzece...` - tym razem to ja się myje w kałuży ;D


Warsztat rowerowy `Polana`

Podsumowanie:
Dystans: 91,6km
Średnia Prędkość: 21,3km/h
Maxymalna prędkość: 55,8km/h
Czas: 4:18:30

Z konieczności wybrałem

Środa, 23 kwietnia 2008 · Komentarze(0)
Z konieczności wybrałem się razem z rodzicami na objazd po mieście w celu zdobycia materiałów do pracy na biologię pt. "Przyrodnicze osobliwości miasta Mysłowice". Na trasie zaliczyliśmy następujące punkty:

1. Las w Dolinie Słupnej
2. Trójkąt Trzech Cesarzy
3. Wzniesienie Brzęczkowickie
4. Dolina Brzęczkowickiego Potoku
5. Kompleks leśny Dar Karola

Razem wyszło 21,6km z zawrotną średnią 13,5km/h...

Foty:

Zawilce w lokalizacji 1 (lista powyżej)


Trójkąt trzech cesarzy - miejsce zbiegu Białej i Czarnej Przemszy, w przeszłości miejsce zbiegu granic Trzech mocarstw: Rosji, Austrii i Niemiec. Widok na część `rosyjską`


Majestatyczne mosty nad Przemszą - przykład architektury post Industrialnej - osoba na zdjęciu to moja mama :)




Co to mi się do obręczy przykleiło :D


Widok na profil warstwowy wzniesienia Brzęczkowickiego - warstwy orzeskie utworzone w okresie górnego karbonu :)


Pomnik przyrody


Kwiatuszki - jak ktoś wie jak się nazywają to piszcie w komentach :)


Jak wicie co to jest to napiszcie w komencie :)


Mleczyk :)


Oczko wodne w dolinie Brzęczkowickiego potoku - rozległe obniżenie erozyjno - denuacyjne - siedlisko szuwaru pałkowego


Ja i moja mama ;)

O godzinie 9:00 podjechałem

Sobota, 5 kwietnia 2008 · Komentarze(7)
O godzinie 9:00 podjechałem na pobliskiego SHEL'a. Tam czekali już na mnie Blazi i Marek. Po krótkiej chwili dojechał Tobek. Jadąc pod prąd przedostaliśmy się na naszą drogę. Od razu wbiliśmy tempo ~23-24km/h. W tym tempie szybciutko (bo już po godzinie i paru minutach) dojechaliśmy do Oświęcimia. Tutaj zarządziliśmy krótki postój.


Nasza wesoła ekipa na postoju (Marek nie zmieścił się w kadrze. Ja zresztą też :D)

Przejechaliśmy przez Oświęcim i tym samym równym tempem udaliśmy się najpierw na Kęty drogą 948, lecz po paru kilometrach i dość sporym podjeździe, odbiliśmy na Osiek. Tutaj zaczęła się masakra. Dziurawa droga i interwały góra-dół z przewyższeniami 20-30 metrów. Tak przez jakieś 15km... Przez to pojawiły się częstsze przerwy.


Znowu postój ;)

Po przejeździe przez O!sit! (osiek) udaliśmy się na Wieprz. Oczywiście Wieprz powitał nas jednym ale tak jeb... dużym podjazdem, że się odechciewało jechać.


Podjazd przed Wieprzem

Po paru kilometrach dojechaliśmy wreszcie do upragnionego Andrychowa. Tutaj zarządziliśmy mały postój. A raczej stwierdziliśmy, że postój będzie dopiero przed podjazdem, ale zaraz potem zasiedliśmy na poboczu delektując się batonikami.


Już blisko celu!


Ja też tam byłem

W Andrychowie krótkie zakupy wody i małe zagubienie się z powodu braku oznaczeń, ale już za chwile podjeżdżaliśmy pod jakąś górkę.


"Eksponat" parku miejskiego w Andrychowie


Widok z "górki pośredniej"


Widok na Wapienice

Już za chwile podchodziliśmy pod Wapienice. Tak, podchodziliśmy! Jechać się na dało po prostu...



Parę minut i byliśmy na szczycie Wapienicy. Posiłek, parę fot i do domu ;( Żal wyjeżdżać



Zjeżdżając urządziliśmy sobie wspaniały Downhill. Tutaj też posypało się parę wspaniałych fotek.


Blazi szarżuje


Samolot w centrum Andrychowa

Teraz przez Wieprz i Osiek wracaliśmy do domu. Trzeba przyznać, że Osiek w wersji REVERSE jest dużo przyjemniejszy. Dalej Oświęcim i do domu...


Wspaniały kwiatek na trasie


Miłośnicy trochę wyżej oktanowych dwóch kółek ;D

Parę postojów i nareszcie w domku. Teraz tylko kąpiel i wyjazd będzie uznany za wspaniały ;)

Podsumowanie:
Dystans: 125,07km
Średnia Prędkość: 22,14km/h
Maxymalna prędkość: 60,0km/h
Czas: 5:39:37

O 10:00, a raczej z

Niedziela, 30 marca 2008 · Komentarze(3)
O 10:00, a raczej z powodu zmiany godziny o 9:00 obudziłem się by przejechać z Tobkiem Szlak PTTK.

Przejechaliśmy pod dworzec PKP, w miejsce gdzie zaczyna się szlak i dalej na promenadę...


Dworzec PKP Mysłowice - początek szlaku


Przewiązka - dawna siedziba urzędu emigracyjnego

Po przejeździe przez promenadę, ulicą Portową oraz Głowackiego udaliśmy się pod mosty, które wyprowadziły nas prosto na Słupnej. Obok torów przemknęliśmy do starych Brzęczkowic, skąd pomnknęliśmy na brzezinkę. W tym miejscu udzieliliśmy porady dwóm zagubionym biznesmenom z Wrocławia (jak wjechać na autostradę...) Standardową trasą przez Dziećkowice udaliśmy się pod Rakowie.


Rakowia - punkt odniesienia dla wielu naszych tras.

Zawinęliśmy do Jaworzna po batoniki i już po 10 minutach byliśmy spowrotem na trasie.




Autostrada A4 - kierunek Kraków (ale nie dziś :D)

Po przejeździe przez Imielin postanowiliśmy zboczyć trochę ze szlaku i obejrzeć kopiec oraz kamieniołom Dolomitu.


Kopiec w Imielinie


C.d.


Kopalnia Dolomitu


Widoki z kopca



Dalej przyjemnymi leśnymi ścieżkami wprost do zajazdu znajdującego się między Imielinem, a Kosztowami.


Długie, proste tory


Leśnie - słonecznie


Pomnik ukryty w lesie

Stąd koleinami jakich ten świat nie widział (a jedynie ciągnik siodłowy marki ursus) przejechaliśmy na Krasowy. Męczący podjazd, a zaraz potem zakręt i magiczna tabliczka "Krasowy". Dlaczego magiczna? Bo oznacza koniec męczącego podjazdu. Zatrzymaliśmy się przy starej cementowni na mały posiłek.


Stara cementownia

Z krasów udaliśmy się na Wesołą, pod nadajnik telewizyjny.


Wieża-nadajnik telewizyjny

Z pod wieży przejechaliśmy do centrum Wesołej, wstąpiliśmy do sklepu po batoniki i ruszyliśmy w dalszą trasę.


Ciekawe znakowanie szlaku...


Z cyklu "zakazy wjazdu na ścieżkach rowerowych" - szlak czerwony - wesoła "Fala"


Kąpielisko Wesoła "Fala" w części wędkarskiej

Męczący przejazd błotnistymi leśnymi ścieżkami i jeszcze bardziej męczący podjazd na starej wesołej. 2km ciągle pod górkę. Na szczycie oczywiście odpoczynek, extremalny zjazd i do domciu




Słońce grzeje... I dobrze :)

Podsumowanie:
Dystans: 52,4km
Średnia Prędkość: 19,3km/h
Maxymalna prędkość: 44km/h
Czas: 2:42:05

Piękna pogoda, 9 stopni

Sobota, 8 marca 2008 · Komentarze(1)
Piękna pogoda, 9 stopni na zewnątrz, pogoda po prostu idealna na rower. Tobek oczywiście od razu łapał okazję i złożył traskę na 70 do 80km - nad sołę w Rajsku.

O 12:10 byłem pod blokiem Tobka. Ruszyliśmy drogą 934 w stronę Oświęcimia. Na Brzęczkowicach problem z bukłakiem wody, zjazd na chodnik i hamowanie na przedni hamulec trzymając kierownicę jedną ręką... To nie mogło się skończyć dobrze. Udało mi się cudem nie przelecieć przez kierownicę. Naprawa bukłaku, a dokładniej "smoczka" i jedziemy dalej. Ale co to?? Rower nie jedzie... Patrzę na tylną przerzutkę i pierwsza myśl: "Kur**!! Rozwaliłem Shimano Alivio!!". Telefon do Tobka żeby się wrócił, w między czasie stwierdziłem, że to tylko śrubka się odkręciła i przerzutka odpadła od haku. Uff!!! Co za ulga. Skręciłem wszystko i jedziemy dalej.


Kapliczka w Kosztowach


Jaaaaaaaaaaadęęęęęęęęęęęęęę!!!


Postój


WTF??


Cross enduro ;D


Hałda-kopiec w Bieruniu





Wspaniałe tempo mimo okropnie gęstego powietrza które sprawiało ogromny wiatr pozorny. Do teraz czuje siedzą przed komputerem jak zwiewa mnie z siodełka ;D Mimo to tempo 21~23km/h. Czego chcieć więcej?? Dalej Imielin, Bieruń, Bijasowice, Jedlina, Wola, Harmęże i tutaj wjazd na międzynarodowy szlak R4 Kraków -> Morawy -> Wiedeń. Zahaczyliśmy o Auschwitz Birkenau i dalej czerwonym szlakiem do Rajska.


Moja maszyna


Jazda po tym to sama przyjemność




Dłuuuuuuuuugi most


Często się u nas takich znaków nie widuje...




Auschwitz












Niebo nad Rajskiem


Pomnik w Rajsku


Stawy


Ja & Soła


Ja ;)


Combo


Budynek NZOZ w Rajsku


Słit

Mokro, pełno błota i słowa "Tobek! Coś ty zrobił z moją średnią?? Z 22km/h zostało 18.9!! Zabije cię :D". Postój na łacie otoczaków na Sole, posiłek, zawody w "żabkach" i do domu. Czerwonym szlakiem, dalej przez Kopalnie Kruszca wróciliśmy do Rajska. Cztery litery zaczęły przypominać o swoim istnieniu. A jeżeli mnie tak boli na mojej kanapie to co musi czuć Tobek na swojej "desce" z dziurą?? Mamo bij mnie laciem...


Czerwony szlak... Gdzie on jest??

Teraz do Oświęcimia i dalej przez Babice, Bieruń, Imielin - tutaj dużo dłuższych postojów i "tankowanie" bukłaka. Dojechaliśmy wreszcie do granic Mysłowic, tutaj aż dwóch zagubionych kierowców pytało o drogę na Katowice. Oł dżizus. Co to ja mapa?? Pokierowałem ich i jadziem dalej z tym koksem. Ostatnie 5km - lepiej nie mówić. Przez las na Słupnej ciągle pod górkę... Dalej przez Tesco i do domu... Nareszcie jesteśmy. Na liczniku 77,3km ze średnią 21,1km/h. Juhu!! Takiej średniej nigdy w życiu nie miałem, a co dopiero na takim profilu trasy i na takim dystansie!!

Chyba dziś doświadczyłem hiperkompensacji ;)

Podsumowanie:
Dystans: 77,3km
Średnia Prędkość: 21,1km/h
Maxymalna prędkość: 62,4km/h (?? Error Licznika ?? Rzeczywista: 42,5km/h)
Czas: 3:40:00

Wzgórze św. Wandy
(329m

Piątek, 7 marca 2008 · Komentarze(0)
Wzgórze św. Wandy
(329m n.p.m.)

Tutaj odnośnik do filmu jak podjeżdżaliśmy pod wzgórze - KLIK

Dziś trochę późniejszy start, 15:10. Przez Bolinę, i dalej przez las wyjechaliśmy na Murckach. W lewo wjechaliśmy w dół (V-max- 52.5km/h), wkroczyliśmy koło betonowego zbiornika na czarny szlak rowerowy i wjechaliśmy według niego. Liczne konary skutecznie utrudniały jazdę ;/ Zaraz dojechaliśmy do do asfaltu który prowadził na samą górę wzgórza. No to jazda... Już po chwili na górze delektowaliśmy się otaczającym lasem. Jedzonko i piciu i w dół. Dalej czarnym szlakiem w kierunku Giszowca, tam przez Rybaczówkę, koło szybu kopali prosto. Za mostem pod górę. Tutaj za mostem następnym Tobek pojechał przez Bolinę, a ja prosto asfaltem. Dojechałem do domku. Dziś było ciepło i miło można było przejechać te kilkadziesiąt kilometrów.


Tobek na trasie


Nasza droga - nasze przeznaczenie


Podjazd pod Wzgórze Św. Wandy i kawałek Tobka


Ponownie, lecz tym razem Tobek w całości :D


Wieża obserwacyjna (pewnie chodzi o pożary lasów Murckowskich)


Z trochę innej perspektywy...


I w dół wspaniałą leśną drogą ;)


Rybaczówka przy słabym oświetleniu


Zachód...


Kopalnia Wieczorek i resztki słońca...